poniedziałek, 13 lipca 2009

"Kościarz" Luke Rhinehart


Ten tytuł wykluł mi się z polecanek typu "znajomy znajomemu mówił, że fajne". To historia lekarza psychiatry, który odkrywa, że kości, takie zwykłe, do gry, mogą kierować jego życiem. Kostka ma sześć ścianek, toteż bohater siada, wymyśla sobie sześć różnych działań, jakie ma podjąć, rzuca kostką i spełnia życzenie kości. Prosty i urzekający pomysł - przerzucić odpowiedzialność za wszelkie podejmowane decyzje na bezduszną kostkę z plastiku, a samemu cieszyć się (lub martwić) konsekwencjami tych decyzji. Tylko że z całkiem niezłego pomysłu wyszła lipa. Moim zdaniem, oczywiście. Dlaczego? Gdyż bohater z jakimś niezrozumiałym zadowoleniem rozwala sobie skutecznie życie. Swojej rodzinie również. Przyjaciołom, pacjentom. Wszystko w imię wyższej konieczności, czyli rzutu małymi sześcianami. Coraz więcej zależy od kości, a coraz mniej od niego - a Luke się z tego cieszy, bo odkrywa "doskonalszą formę świadomości" - niezależną od ludzkich pragnień i popędów. Niezależną? To czemu nader często w opcjach, które daje kościom do wyboru, umieszcza czysto ludzkie, przyziemne seksualne pragnienia? Gwałty, trójkąty, czworokąty, orgie, orgietki. Przewija się też motyw zabójstwa...
Kości stają się bogiem, Bogiem Przypadku, a bohater modli się do nich, czci i wielbi. I próbuje do swojej gry wciągnąć też czytelników. Nieudolnie: "Na szczęście jestem pełen wiary, że kości dokonają dobrego wyboru wydarzeń, a jeśli nie, znudzony czytelnik zawsze może potoczyć kości i pozwolić im wskazać inną książkę na tę noc"(1).
Na początku powieści czytamy: "Moją pasją, zarówno jako psychiatry, jak i kościarza, było zmienianie ludzkiej osobowości. Mojej własnej. Innych. Każdego. Dawać ludziom poczucie godności, radość i szczęście. Przywrócić życiu tę samą świeżość przeżyć, jakiej doświadczamy, kiedy nasze bose stopy zetkną się z ziemią o świcie i widzimy jak promienie słońca przebijają się przez korony górskich drzew niby błyskawica; kiedy dziewczyna podaje nam usta do pocałunku; kiedy pomysł nagle, z pełnym impetem wpada nam do głowy, zmieniając w mgnieniu oka porządek całego świata"(2).
No to mu się nie udało. Piękne zdanie, założenie też szczytne, ale wykonanie nie wypaliło. Nie czytać.
---
(1) Luke Rhinehart, "Kościarz", tłum. Dorota Gałczyńska, wyd. EM, 1997, s. 362
(2) Tamże, s. 14

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz