sobota, 1 września 2012

"Lampy naftowe" Teresa Jabłońska - ależ uciechy miałam z czytania i mówienia o tej książce

*

Druga książka z serii "Ocalić od zapomnienia", którą miałam sposobność przeczytać (a trzecią mam w zasięgu ręki) i muszę przyznać, że to znakomita merytorycznie i edytorsko seria. Pierwsze, co zwraca uwagę, to staranne przygotowanie do tematu. Solidne fundamenty to podstawa - chyba taką dewizę wyznają autorzy.

Zobaczcie sami: tytuł książki to "Lampy naftowe", a pierwszy rozdział to "Najdawniejsze sposoby oświetlenia" i traktuje "O życiodajnym Słońcu i jego kulcie, nieśmiertelnych rumakach Heliosa, iskrach skradzionych przez Prometeusza, hubkach i krzesiwach, łuczywach i pochodniach, czerwonej lampce z Lascaux, wiecznie płonących lampach oliwnych oraz magicznej lampce Tutanchamona" *.
Patrzę, a kolejne rozdziały szczegółowo opisują świeczniki, lampy olejne, lampy naftowe, osobę Ignacego Łukasiewicza, producentów lamp naftowych, a także (bardzo ciekawe!) motyw światła w sztuce i literaturze.
Wszystko to bogato ilustrowane zdjęciami (choć do tego jeszcze się później przyczepię) i cytatami z literatury, okraszone przysłowiami i powiedzeniami oraz objaśnieniami trudniejszych słów.

Podczas czytania zaczęłam się zastanawiać, dlaczego mnie ominęła ta epoka i nie pamiętam lamp naftowych w użyciu - no tak, za późno się urodziłam. Szkoda mi! Jak widzę te lampy prześliczne, to mi szkoda. A potem sobie uprzytomniłam, że jako dziecko mieszkałam na wsi i te bogato zdobione, kolorowe i bajeczne lampy naftowe byłyby poza moim zasięgiem, a właściwie poza zasięgiem mojej rodziny. Jeśli już, to w domu byłaby najprostsza i najzwyczajniejsza lampa ze szklanym kloszem i szklanym zbiornikiem na naftę. Muszę wypytać mamę - pomyślałam. Wypytałam, mama potwierdziła, że zwykła, po czym zamyśliła się.
- A wiesz, że ta lampa to chyba jeszcze gdzieś jest? Poszukam, była też lampa do wozu, z zadrutowanym kloszem... - powiedziała i poszła szukać. Lampy do wozu nie znalazła, ale domową tak.  Straszliwie zakurzoną i porządnie zardzewiałą.
O, proszę:

Szklanego klosza oczywiście brak, bo to chyba pierwsze, co się tłukło. Ale za to knotek jest, długi, schowany w zbiorniku na naftę. Wysunąć przez szczelinę już go się nie dało, bo pokrętło całkiem zardzewiało. Patrzę na lampę, wycierając ją z kurzu (swoją drogą, dziecięce chusteczki dodupne są naprawdę znakomite do porządków domowych) i majaczy mi się, że klosz, a właściwie nie klosz, tylko szkiełko, tak się właśnie mówiło, szkiełko do lampy, to on był z dziurką, okrągłą, na poziomie knota. Jakby do zapalania? Ale do zapalania to się zdejmowało... Pytam mamę, skarbnicę mądrości wszelakiej, ona myśli, marszczy czoło, kręci głową. Nie pamięta. Pewnie mi się pokićkało z tymi zniczami stylizowanymi na lampy, tam otworek jest niezbędny, by sięgnąć zapałką.

To drugie zdjęcie to lampa sąsiadki, mamy koleżanki.

Byłyśmy z wizytą, to zapytałyśmy przy okazji o lampę. Też prościutka, też bez szkiełka, tylko w lepszym stanie, bo zakonserwowana, no i z lusterkiem, czyli odbłyśnikiem.Sąsiadka postawiła odkurzoną lampę na stole, po czym westchnęła.
- Były jeszcze dwie, znacznie porządniejsze, miały szkiełka i wszystko, ale oddaliśmy naprzeciwko, a teraz tam zamknięte, bo nikogo nie ma. I nie ma jak obejrzeć, szkoda.
Naprzeciwko jest stary, maleńki domek przerobiony na letnisko, więc zamieszkały bardzo sporadycznie. Bez prądu, więc te oddane lampy naftowe to nie do kolekcji czy podziwiania, tylko do używania. Chociaż właściwie teraz to używają tam świec, jednak wygodniejsze niż grzebanie w nafcie...

Mama ogląda książkę pani Jabłońskiej, przewraca kartki, ogląda zdjęcia i pomrukuje pod nosem:
- Piękne, piękne. Te klosze, te abażury, kwiaty, obrazki.... Na wsiach takich nie było, kto by tam mógł sobie na taką pozwolić. Chociaż właściwie to była jedna, świętej pamięci Franciszek miał taką, ciekawe, co się z nią stało po jego śmierci?...

Razem oglądamy w telewizji "Noce i dnie" i wołamy do siebie:
- O, a zobacz tę lampę na biurku! Albo tę na ścianie, to też naftowa!

Jedna książka, a tyle wspomnień, rozmów, zamyśleń. Dobra książka.

Miałam jeszcze na koniec doczepić się do zdjęć, ale ostatecznie się nie doczepię, bo jest ich dużo, są piękne, tylko nie są tak starannie rozmieszczone  i tak starannie umiejscowione w tekście jak w książce o kapliczkach - tam to już było mistrzostwo pod tym względem, jak widać, trudno osiągalne.

Za książkę bardzo dziękuję panu Arturowi z wydawnictwa MUZA. Bardzo! I moja mama też dziękuje, bo książka ostatecznie zostaje u niej :)

P.S. No tak, jeszcze zapomniałabym napisać, że Łukasiewicz wzbudził mój podziw talentem, uporem i dobrym sercem.

P.P.S. A mój podziw wzbudziła też mama, która idąc za ciosem, a właściwie za serią, wybrała się do biblioteki i przywiozła jeszcze trzy książki z tej serii, po czym ułożyła gustowny stosik. Piękne te stroje, piękna biżuteria, szkoda, że czasu miałam niewiele i starczyło tylko na przekartkowanie pobieżne. Ale z książki o biżuterii dowiedziałam się na przykład, że nazwa "paciorki" pochodzi od pacierzy, czyli "Pater noster".


* - "Lampy naftowe" Teresa Jabłońska, seria "Ocalić od zapomnienia", Sport i Turystyka - MUZA SA, Warszawa 2012, s. 8

7 komentarzy:

  1. U nas w domu była jeszcze lampa naftowa, chociaż zapalona ze dwa razy w celu pokazania nam ciekawostki :)

    Może u m nie w bibliotece też będą te książki, jestem ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, teraz te lampy to już tylko ciekawostki...

      Usuń
    2. W czasach kiedy na wioskach królował "dziesiąty stopień zasilania" przez pewien czas Mama z Babcią używały naftówki. Tej najprostszej. Ciekawe jakie lampy były u dziadków? Popytam Mamę :)

      Usuń
    3. Popytaj, sama jestem ciekawa odpowiedzi :)

      Usuń
    4. Podpytałem - zwykłe :)

      Usuń
  2. Oferujemy nasze lampy naftowe. Wykonane z mosiądzu i szkła. Lampy nie tylko są dekoracyjnym dodatkiem ale nadają się do użytku po nalaniu nafty.
    Zapraszamy na naszą stronę www.stylmark.pl

    OdpowiedzUsuń