poniedziałek, 10 października 2016

"Klara i półmrok" Jose Carlos Somoza


Zazwyczaj sięgając po książkę wiem, czego się spodziewać. Znam autora, znam gatunek, znam problematykę. W przypadku "Klary..." było zupełnie inaczej - sięgałam w ciemno. A jak już przeczytałam, byłam oczarowana, zachwycona - rewelacyjna niespodzianka czytelnicza!

Klara jest płótnem. Teraz obrazy maluje się na płótnach (desce, kartonie), w przyszłości malarze do wyrażania swoich emocji będą używać ludzi. Ich ciało to płótno. Najpierw zagruntowane, a potem pokryte barwnymi plamami jest wystawiane w muzeach (przez kilka godzin dziennie) lub w prywatnych domach. Płótna marzą o tym, by najlepsi mistrzowie wybrali właśnie ich do realizacji swoich wizji - to wyróżnienie, nobilitacja, sława i pieniądze. I brak życia poza byciem obrazem. Klara ma szansę, by stać się takim obrazem i bardzo tego chce. Czy gdyby wiedziała, że istnieje szaleniec niszczący obrazy, wycofałaby się z zawodu? Chyba nie.



Somoza genialnie połączył w tej powieści dwa wątki: kryminalny, oparty na poszukiwaniach osoby niszczącej arcydzieła współczesnego malarstwa, oraz drugi, stawiający pytania na temat społecznego postrzegania sztuki i konsekwencji tego, że ludzie stali się sztuką.

Dziś mamy modelki, które z kamienną twarzą, bez mrugnięcia okiem wkładają na siebie kilogramy strojów, owijają w folię, bądź też nie wkładają na siebie nic i tak prezentują się na wybiegach. Nazywamy to modą. Modelki są mocno uprzedmiotowione, bezosobowe, bez uśmiechu, chodzące wieszaki. W powieści Somozy to uprzedmiotowienie poszło dużo dalej. Płótna są napinane, czyli poddawane testom i próbom psychologicznym. Redukuje im się potrzeby fizjologiczne, trenuje ciało, by mogło wytrzymać długie godziny w najbardziej karkołomnych pozycjach wymyślonych przez artystę. W imię czego to wszystko? Dla pieniędzy?

Do tego dochodzi sztuka użytkowa - czyli ludzie pełniący funkcję Krzeseł, Stołów czy Popielniczek. Nadzy, pomalowani, odpowiednio wygięci, z zatyczkami w uszach, by nie słyszeli rozmów ich właścicieli. Przerażająca nieco wizja, bo to takie niewolnictwo na własne życzenie i na godziny. I za pieniądze, oczywiście. Głównie chodzi o pieniądze.

W przypadku płócien nie do końca chodzi o pieniądze, to też kwestia ideologii, wewnętrznego przekonania, że w imię sztuki można całkowicie stracić swoją osobowość, bez reszty oddać się we władanie artyście. Człowiek staje się przedmiotem i jest z tego zadowolony! Znosi jakieś drakońskie tortury (oszczędzę opisu, na czym polega gruntowne gruntowanie) i jest z tego ZADOWOLONY! Niepojęte, zadziwiające. Bo to, że artyści bez większego problemu wchodzą w rolę pana i władcy, jestem w stanie pojąć, władza upaja jak narkotyk. Płócien jednak nie jestem w stanie pojąć, choć autor dołożył wszelkich starań, by czytelnik zrozumiał ich motywację.

Doskonała powieść, poruszająca, myślotwórcza, do tego doskonale napisana. Proza Somozy jest czasem melancholijna, czasem konkretna; raz wręcz oniryczna, to znów ociekająca krwią rozciętej nagłą myślą rzeczywistości. Wszystko tu jest w  sam raz.

"Klara i półmrok" Jose Carlos Somoza, tłumaczenie: Bogumiła Wyrzykowska, Anna Trznadel-Szczepanek, Małgorzata Perlin, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2009.

6 komentarzy:

  1. Trochę nie moje tematy, ale tytuł mi się podoba, bo zbieżność imion :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, miałam tak samo z książką "Marianna i róże" - zaciekawił mnie tytuł.

      Usuń
  2. Książki nie znam. Zostałam zaciekawiona i zapisuję na listę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę, przeczytam na pewno! Somozy czytałam dotąd tylko "Trzynastą damę" (polecam, tak nawiasem mówiąc), strasznie ryje banię ta jego proza, chcę jeszcze! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ryje banię - no niezłe określenie, dosadne, ale trafne :)

      Usuń