Pochłonęłam „Ono” w kilka godzin, nie mogąc się oderwać. Czytałam do późnej nocy przy świetle nocnej lampki, a potem mocno zasnęłam i długo śniłam. Nie pamiętam o czym, ale to nieistotne. Książka porusza i to mocno. Trąca jakieś struny głęboko ukryte. To pewnie stąd te sny.
Ewa, dziewiętnastolatka z małej mieściny, bez matury, mieszka z matką, współczesną panią Dulską, ojcem, ciapowatym i zgaszonym byłym muzykiem, a obecnie szarym urzędnikiem na poczcie oraz z małą siostrzyczką. Haruje w sklepie jako ekspedientka i marzy o lepszym świecie. O wyrwaniu się z zapyziałego miasteczka, o księciu z bajki, który ją porwie i wywiezie, niekoniecznie na białym koniu, może być zielone renault. Z taką nadzieją idzie na sylwestrową dyskotekę przełomu wieków. Ma swoje pięć minut, zostając Dziewczyną Sylwestra, tańczy na podium, jest podziwiana, oklaskiwana, jest szczęśliwa. To jest Jej Pięć Minut.
A potem?Potem trzech przystojnych chłopców z miasta (co za szansa!) zaprasza ją do zielonego renault, spija, gwałci i wyrzuca na drogę. Nie taki miał być jej pierwszy raz. Nie ma księcia z bajki, nie ma lepszego życia. Jest za to Ono. Ono, czyli malutkie, nienarodzone dziecko, zamieszkujące w jej brzuchu od Sylwestra.
Ewa idzie do lekarza, by umówić się na skrobankę. Nie chce tego dziecka, traci pracę, więc nie ma jak się utrzymać. Jej matka nie wyobraża sobie, by córka miała bękarta, a co za tym idzie – nie zamierza jej pomóc. Ojciec – nawet nie ma co mówić. Sytuacja bez wyjścia.
Przejmująco smutna historia, prawda? I, prawdę mówiąc, trochę banalna. Banalna jest jednak tylko do tego momentu. Bo Ewa w poczekalni u lekarza dowiaduje się, że dziecko, które nosi w łonie, słyszy, a ten fakt trafia do niej z niezwykłą siłą. Rezygnuje więc z zabiegu aborcji. Nie wie, co będzie dalej, wie tylko to, że będzie ciężko. Ale podejmuje ryzyko bycia samotną panną z dzieckiem.
Myślicie, że streściłam całą książkę? Figa! To początek. Urwałam w momencie, gdy cała opowieść się dopiero zaczyna. Dalej nie jest różowo, nie jest szaro (że tak się posłużę kolorystycznym odniesieniem), jest cała gama barw, tęcza w ciemnych i jasnych barwach. Czytając Terakowską należy odrzucić cynizm, który każdy ma w sobie w większym lub mniejszym stopniu.
Czucie i wiara silniej mówią do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko...
Uwielbiam Terakowską. Jeszcze bardziej od czasu, gdy oglądnęłam historię jej życia ukazaną oczami córki. Poruszające i niesamowicie smutne.
OdpowiedzUsuńChciałabym znaleźć "Ono" pod choinką. Bardzo bym chciała.