środa, 28 czerwca 2017
"Góra Synaj" Krzysztof Koziołek
Kryminały retro są ostatnio moim konikiem, dlatego chętnie sięgam po książki z tego gatunku, a ostatnio pojawia się ich naprawdę sporo. O Poznaniu, Krakowie, Lublinie i Kwidzynie już czytałam, ale o Głogowie nie. Stąd u mnie "Góra Synaj".
Akcja toczy się w Głogowie i okolicach w roku 1938. Głównymi bohaterami powieści są dwie osoby. Pierwsza to Franziska von Häften, hrabina, która trochę z nudów, a trochę popchnięta w tym kierunku, prowadzi coś na kształt prywatnego śledztwa w sprawie śmierci małego chłopca w Nowej Soli. Drugą główną postacią jest Antom Habicht, policjant z Orpo, który dostaje przydział w policji kryminalnej (czyli Kripo) i ma tam być kimś w rodzaju przybocznego i szofera u sekretarza kryminalnego Karla Matzkego. Sekretarz Matzke zajmuje się śledztwem w sprawie śmierci małych chłopców, które wyglądają na przypadkowe, ale coś tam jednak nie gra. Ten wątek rozgrywa się w Głogowie.
Jak to jest do przewidzenia, śledztwa z Nowej Soli i Głogowa łączą się; Habicht idzie po śladach jak po sznurku, a właściwie Matzke idzie, ciągnąc Habichta za sobą. Autor nie zrezygnował z wielu sprawdzonych fabularnie chwytów: jest mozolne tropienie odcisków stóp, przepytywanie podejrzanych i świadków, gwałtowne i efektowne (albo efekciarskie) pościgi za podejrzanym, spektakularne volty.
Zabrakło mi jednak pod koniec paru rzeczy. Losy Franziski kończą się jak ucięte nożem, choć przecież ona odgrywa ważną rolę w tej powieści. Być może będzie ciąg dalszy książki i tam to zostanie wyjaśnione? Zabrakło wyjaśnienia motywu zabójstw, dlaczego? Nie zostało także rozwiązane zagadnienie głośnego lub cichego spadania z wieży (a to akurat pełni istotną rolę w fabule).
Ciekawe jest to, że czytelnik, czyli ja, od razu został ustawiony na pewnej pozycji. Otóż ponieważ współczujemy Habichtowi (jego syn był wśród ofiar), zaczynamy mu sekundować. Tylko że Habicht nie bardzo zasługuje na sekundowanie: niezaradny, mało komunikatywny, mocno wiernopoddańczy wobec bufonowatego przełożonego. Za kogo wobec tego trzymać kciuki w książce? Za Franziskę? Można, ale nie chciałam, niby patriotyczna Polka, ale coś mi w niej kręgosłupie moralnym mocno nie grało. Pustka więc.
Jak wobec tego prezentuje się "Góra Synaj" pod względem historycznym? Otóż bardzo dobrze się prezentuje. W powieści uwzględniono mnóstwo informacji dotyczących Głogowa i okolic. Użyto niemieckich nazw, opisano ulice i budynki, niejednokrotnie wraz z historią budowy, wyglądem, kolorem dachówek oraz ilością pieniędzy przeznaczonych na budowę. Tak potraktowano ochronkę, fabrykę, teatr, dokładnie opisał też autor, jak wyglądały biedniejsze dzielnice. Poznajemy wygląd restauracji, po drodze trafia się też bal. Co prawda szczegółowymi toaletami pań autor się nie zajmuje, ale jeden czy dwa kapelusze z epoki mamy szansę "obejrzeć".
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że te historyczno-kulturowe wtręty czasem zupełnie przytłaczają narrację w książce, która przecież jest kryminałem. Wcale nie chodzi tutaj o ilość tych informacji (jestem przekonana, że dla głogowian zainteresowanych historią będzie to gratka), a o sposób ich zaprezentowania. Na przykład kwestie dotyczące teatru, jego historii, rodzaju przedstawień i w zasadzie wszystkiego, co się z nim wiąże, wygłasza w towarzyskiej rozmowie młodziutka aktorka, gwiazda tegoż teatru. To nie jest prawdopodobne, naprawdę. Ba, to jest nawet nieco nudne.
Wygląda mi na to, że pan Koziołek, mając sporą wiedzę o Głogowie okresu międzywojnia, postanowił ją upublicznić, wkładając w ramy popularnego dziś gatunku, czyli kryminału retro (bo książek historycznych nikt nie czyta, ech). Mogło też być tak, że kryminał miał pierwszeństwo. Autor przeprowadził do niego solidne i obfite poszukiwania źródłowe.
Niestety, połączenie tych dwóch kwestii nie zagrało. Bohaterowie powieści nie są zanurzeni w epoce, oni opowiadają o epoce, a to nie sprawia najlepszego wrażenia. Na tle innych retro kryminałów, jakie miałam okazję czytać, ten wypada zdecydowanie najsłabiej.
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu Akurat.
"Góra Synaj" Krzysztof Koziołek, Akurat, Warszawa 2017.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tytuł sobie zapisuję na później.
OdpowiedzUsuńAlbo nawet niekoniecznie.
UsuńNiestety to częsta wada kryminałów retro od Krajewskiego poczynając. Dużo niepotrzebnych przedwojennych szczegółow i miałka akcja. Ja za nimi nie przepadam - tylko Konrada Lewandowskiego czytałam z przyjemnością. Kilku to nawet nie dokonczyłam np. o Lublinie (nie wiem, czy to ta, do której linkujesz, bo to było kilka lat temu).
OdpowiedzUsuńKrajewski wcale nie jest taki zły! To znaczy jakoś go nie czytam, ale wcale nie dlatego, że miałka akcja - mnie po prostu ideologicznie Mock nie odpowiada.
UsuńKryminał retro dla mnie ma jakiś smaczek, urok przeszłości. Ale uwaga, musi być dobrze napisany, a do tej pory miałam farta trafiać na dobre książki.
Doskonały jest Marcin Wroński i jego komisarz Maciejewski, a także całe lubelskie (i zamojskie) tło. Polecam z pełnym przekonaniem. Czytam wszysko, co wychodzi, po kolei. Są w tym cyklu książki mistrzowskie i słabsze, ale nawet te słabsze da się przeczytać bez wielkiich męczarni, a mistrzowskie są nie do zapomnienia. Jak "Pogrom w przyszły wtorek". Widzę na marginesie, że Gospodyni bloga Wrońskiego czyta i ciekawa jestem, czy podziela moje zdanie. Bloga dopiero odkrywam - też z wielką przyjemnością :-) Mirka
OdpowiedzUsuńPodzielam - doskonały cykl! Co prawda czytam (bądź słucham) na wyrywki i nie po kolei, ale poszczególne tomy są tak napisane, że można tak właśnie i wcale nie jest gorzej.
UsuńPozdrawiam serdecznie!