poniedziałek, 12 kwietnia 2010

"Dziewczyna, która igrała z ogniem" "Zamek z piasku, który runął" Stieg Larsson

Odkryłam tajemnicę imponującej objętości jego kryminałów. Ten Szwed jest po prostu pedantem i dokłdanie opisuje, co chce opisać. Kojarzy mi się to z Murakamim, który, jak odkrył kolega czytający jego książki, cierpiał na nerwicę natręctw i musiał, po prostu musiał dokładnie prasować koszule, dokładnie myć ręce i mieć mnóstwo innych rytuałów*.

Larsson natomiast zwiększa ilość stron, dokładnie sprzedając nam informacje, że Mikael kupił sobie czterdzieści deko spaghetti do zjedzenia, po czym odgrzał to spaghetti i zjadł. Istotne jest to czterdzieści deko? Albo to, w jakim sklepie je kupił?
A Lisbeth kupuje umeblowanie w IKEI: sofy Karlanda, fotele Poang, ławę Svansbo, stoliki Lack, komplet Ivar, regały Bonde, stolik pod tv z regałem Magiker, garderobę Pax Nexus i komody Malm. Do sypialni: łóżko Hemnes, łóżko Lillehammer, do kuchni stół Rosfors plus krzesła, do gabinetu biurko Galant, krzesło Verksam. No i co komu z tego, że autor wziął sobie katalog ikeowski, powybierał, co mu się spodobało i spisał skrupulatnie, czy to jakoś w akcji pomoże albo jest istotne? Nie, ale zawsze to jedna strona więcej.

Zgryźliwe to troszkę, co napisałam, ale i prawdziwe. Na szczęście są i tego zalety, mamy dokładnie odmalowane sceny, ulice, rozklad pomieszczeń występujących w powieści i kolejność uderzeń w jakiejkolwiek bójce. Czyli plastyczne i dokładne tło, czyżby gotowa podkładka pod scenariusz filmowy?

No dobrze, napisałam to, co mnie ociupinkę drażniło podczas lektury, teraz czas na poważniejsze przemyślenia. Co sprawiło, że "Millenium" to taki bestseller? Lisbeth oczywiście. Janosik, Robin Hood, Aragorn, William Wallace, SherlockHolmes, Kewin Mitnick, Czarma Mamba, Rambo i Chuck Norris w jednym. No, jeszcze parę postaci by się znalazło, każdy sobie sam doszuka. Ale postać drobniutkiej dziewczyny, która radzi sobie z absolutnie wszystkiem, co ją spotyka, jest wyjątkowa. Po pierwsze, jest nieprawdopodobna. Po drugie, jest oszałamiająca. Po trzecie, w ogóle jest. To, że Larsson ją wymyślił i opisał, to świetna sprawa. Zazwyczaj jest tak, że podczas czytania utożsamiany się z głównym bohaterem, który akurat w "Millenium" jest niejednoznaczny, bo najpierw to Mikael, a dopiero potem Lisbeth wysuwa się na pierwszy plan. Ale odłóżmy na bok "Mężczyznę...", piszę wszak o drugiej i trzeciej części cyklu. Utożsamiamy się z dziewczyną, bo jej zazdrościmy. Tych niesamowitych umiejętności komputerowych, fotograficznej pamięci. Kobiety będą zazdrościły tego, że potrafiła pięknie odpłacić za gwatł i upokorzenie. Mężczyźni tego, że umie boksować. A może odwrotnie? Zazdrościmy jej masy pieniędzy, które zdobyła( to znaczy ukradła, ale to nieważne, wszak ukradła przestępcy). Zazdrościmy, bo jest nieśmiertelna, niestraszna jej kula w głowie, niestraszne pochowanie żywcem. Da sobie radę. Jest wielka. Jest połączeniem tych wszystkich osób, które wymieniłam wyżej. Jest Lisbeth.

To właśnie jest sekret powodzenia "Millenium". Życzę miłego czytania.


Ocena: "Dziewczyna" - 4,5/6; Millennium: Dziewczyna, która igrała z ogniem [Stieg Larsson]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE
 "Zamek" - 4/6. Millennium: Zamek z piasku, który runął [Stieg Larsson]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

---
* - nie traktujcie tego śmiertelnie poważnie, aczkolwkiek fragment o prasowaniu koszuli w którejś książce Murakamiego jest.

6 komentarzy:

  1. Ciekawe... powoli upewniam się,że warto kupić książkę Larssona :) Poczytam jeszcze jakieś i może wreszcie się zdecyduję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po przeczytaniu pierwszego tomu, miałam takie same odczucia, jak opisane przez ciebie w pierwszym akapicie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczynę czytałam jako pierwszą z Trylogii, i przyznam, że ilość wypełniaczy mnie rozwaliła. Pierwsze 100 stron- nei wiem, po co ta karaibska historia. Potem śledztwo policji, sledztwo firmy ochrobiarskiej, śledztwo kalle blomkvista, a wystarczyło odnaleźć byłego kuratora Lisbeth. W porównaniu z Dziewczyną Mężczyźni byli szczytem wyrafinowania)))

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja Lisbeth zdecydowanie nie lubię, więc wątpię czy sięgnę po kolejne części trylogii, choć Larsson pisze bardzo dobrze.
    Niemniej, dzięki za recenzję. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja właśnie lubiłam te wszystkie detale. Wszystko było tak po dziennikarsku skrupulatnie spisane, jak reportaż, i przez to dla mnie bardziej wiarygodne. Tzn. wiem, że to nie jest prawdziwa historia, ale ma tyle istniejących szczegółów, że prawie mogłaby być.

    OdpowiedzUsuń
  6. :))) tez zwrocilam uwage na te szczególiki :)) ale raczej mi nie przeszkadzały. Bardziej śmieszyły :)

    OdpowiedzUsuń