wtorek, 8 czerwca 2010

"W bagnie" Arnaldur Indriđason

To skandynawski kryminał. Ostatnio zrobiła się moda na skandynawskie kryminały, toteż księgarze, zorientowawszy się w koniunkturze, ruszyli z kopyta, zlecili tłumaczenia, wydali, czego efektem jest szeroki wybór na półkach kryminałów czy to fińskich, czy szwedzkich, czy norweskich, czy w końcu duńskich.

"W bagnie" jest kryminałem islandzkim i to widać, bo autor wyraźnie zaznacza miejsce akcji, pisząc "kolejna typowa islandzka zbrodnia"*. Ale czy ta zbrodnia taka jest? Czy zbrodnia może być typowa? Zbrodnia to odebranie życia człowiekowi, to stan zerojedynkowy, ofiara żyje, ofiara nie żyje. Gdzie tu miejsce na rozważania o jej typowości bądź nie? To okoliczności i motywy są ciekawe, mogą być typowe, mogą być niezwykłe, okrutne, zadziwiające... Jakie są w tej powieści?

Hm, trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Bo istotnie, dużo się dzieje, gwałt popełniony przed laty odzywa się echem, tajemnicze, acz naturalne zgony małych dziewczynek odgrywają w rozwiązaniu zagadki niepoślednią rolę, a instytut zbierający dane medyczne obywateli Islandii jawi się jako coś zarazem postępowego i przerażającego (czy taki instytut faktycznie istnieje?). Nie można się nudzić, czytając, na pewno nie. Tyle że ja w tych książkach z dalekiej północy szukam klimatu, chłodu, śniegu czy to takiego pochodzącego z aury, czy też z wnętrza człowieka. Jeśli chodzi o warunki klimatyczne, znalazłam mnóstwo deszczu. I dobrze, tak właśnie kojarzy mi się Islandia, z nieprzyjemnym, zimnym deszczem, czy to zacinającym mocno i z ukosa, czy to prószącym równomierną mżawką, która wciska się chłodem za kołnierz. A w ludziach? Nie. Bo mimo iż autor stara się tak nam przedstawić początkowo Erlendura, policjanta prowadzącego śledztwo: jako zimnego, beznamiętnego, zmęczonego życiem i pracą gliniarza, to wcale on taki nie jest. A raczej: jest, ale się zmienia na naszych oczach. Prowadzone śledztwo wpływa mocno na niego, na jego życie osobiste, na relacje z córką narkomanką, na sposób patrzenia na świat. Ciekawie było to obserwować, choć sama szczerze wątpię, by duszę zrutynizowango, niemłodego policjanta było w stanie coś tak bardzo poruszyć.
Miło też było tu i ówdzie natknąć się, jak na iskierkę w popiele, na szczypty humoru (jak wyjaśnienie kłopotów zdrowotnych Erlendura).

Niezła książka, dobrze się czytało, ale nie wiem, czy poszukam coś jeszcze tego autora. Raczej nie, teraz sięgnę po innych Skandynawów, sprawdzić, co oni mają do zaoferowania.

Ocena: 3,5/6
Cykl "Erlendur Sveinsson" tom 3.

W bagnie [Arnaldur Indridason]  - KLIKAJ I SłUCHAJ ONLINE
W bagnie [Arnaldur Indriðason]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE
W bagnie [Arnaldur Indridason]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE
W bagnie [Arnaldur Indridason]  - KLIKAJ I SłUCHAJ ONLINE

---
* "W bagnie" Arnaldur Indriđason, tłum. Jacek Godek, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009, s. 13

7 komentarzy:

  1. Islandczycy raczej do Skandynawów by się nie zaliczyli:) A instytut zbierający dane genetyczne w Islandii istnieje: www.decode.is

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak nie zaliczyli? A ta książka wygrała jakąś tam nagrodę dla najlepszego skandynawskiego kryminału...

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo zachęcająca recenzja. Nie brałam się za tego autora, bo obawiałam się że będzie właśnie bardzo "skandynawski" w typie. Zdecydowanie wynudziły mnie już te kryminały o nieszczęśliwych, zimnych i oddalonych od siebie ludziach dalekiej północy...

    Ale wygląda na to, że ten islandczyk może mi się spodobać. :)

    Dzięki za recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo Islandia geograficznie do Skandynawii nie należy i jeśli mówi się o tych krajach w grupie to są to kraje nordyckie. A dostała tę nagrodę: http://pl.wikipedia.org/wiki/Szklany_Klucz

    OdpowiedzUsuń
  5. ysabellbooks - czy ja wiem? Tu też za gorąco nie jest, nie nastawiaj się :) Ale przeczytać oczywiście można.
    Anno, dziękuję za wyjaśnienie, jak to jednak trzeba podchodzić z rezerwą do tego, co wypisują na okładkach...

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdy wyszło na jaw, kim był Holberg zaczęła mi się kołatać po głowie myśl. Skoro był takim paskudnym człowiekiem, widocznie przeszłość się na nim zemściła i świat stał się lżejszy o jednego łajdaka. Po co więc szukać jego zabójcy? Skazać go? Podczas gdy dwie dekady temu wymiar sprawiedliwości okazał się zbyt naiwny i uwierzył w kłamstwa naszego denata. Holber nigdy nie trafił do więzienia, choć powinien. I tam myśl nie dała mi spokoju do końca książki. zapraszam: http://tu-sie-czyta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń