poniedziałek, 27 września 2010

"Na szkarłatnych morzach" Scott Lynch

Druga część przygód Locke'a i Jeana prawie dorównuje pierwszej. Czemu prawie? Tylko dlatego, że mnie osobiście odrobinę bardziej bawiło czytanie o tym, jak Niecni Dżentelmeni stawali się Niecnymi Dżentelmentami. W tym tomie mamy już dwójkę w pełni ukształtowanych bohaterów, wiemy, czego się po nich spodziewać. Zaraz, zaraz, wiemy? No dobrze, Locke kłamie, jak kłamał, Jean wspiera go we wszystkim, intrygi snute przez tych panów są wielopiętrowe i skomplikowane, ale mamy też mnóstwo nowości. Przede wszystkim zmienia się miejsce akcji - przenosimy się na morze, na statki pirackie (ach, autor na pewno oglądał "Piratów z Karaibów", Port Utracjuszy, mekka piratów, to wypisz wymaluj Tortuga), a żeby nie było zbyt jednostajnie, to mamy jeszcze oszustwa w kartach (a gra toczy się o wielką stawkę), zawirowania polityczne, załamanie nerwowe i wielką miłość (kolejność przypadkowa).
Podczas czytania nasunęło mi się na myśl, że trup w tej książce ściele się gęsto, może nieco zbyt gęsto, jak na mój gust, ale Lynch ładnie to przełamuje scenkami wywołującymi uśmiech na twarzy, choćby wtedy, kiedy walczy z wrogiem w kałuży rozlanego piwa:  
"Odkupiciel poślizgnął się i upadł na wznak. Locke - spokojny i zrezygnowany - zatopił mu szablę w piersi i wyrwał włócznię z nieruchomiejących rąk. - Alkohol zabija - mruknął"[1],
czy też:  
"Wyobraź sobie taką scenę: abordaż, chłopaki przeskakują nad relingiem, kordelasy w garściach, i wrzeszczą: »Koty, oddajcie nam swoje koty!«"[2].
Tytułem wyjaśnienia do drugiego cytatu: na statkach, także pirackich, konieczne są kobiety i koty, brak choćby jednego z tych dwóch elementów to pech, nieszczęście i zgroza.

A gdzieniegdzie pomiędzy tym, co wywołuje uśmiech na twarzy, a tym, co powoduje uniesienie brwi w szczerym podziwie dla sprawności w likwidowaniu kolejnych wrogów przez Niecnych Dżentelmenów, trafia się liryczna perełka:  
"Dwa księżyce właśnie wschodziły, srebrząc południowy horyzont, a gwiazdy wysypały się na bezchmurne niebo, jak kryształki cukru na czarne płótno"[3].
Nie wspominając już o tym, że naprawdę wzruszająca jest niezłomna lojalność bohaterów względem siebie, zawsze i w każdej sytuacji.

Jak to mówią, dla każdego coś miłego. Jeśli czytaliście "Kłamstwa Locke'a Lamory" i podobało wam się, to i "Na szkarłatnych morzach" spodoba się również.

Ocena: 6/6.



---
[1] Scott Lynch, "Na szkarłatnych morzach", tłum. Małgorzata Strzelec i Wojciech Szypuła, wyd. Mag, 2008, s. 392.
[2] Tamże, s. 334.
[3] Tamże, s. 283.
Na szkarłatnych morzach [Scott Lynch]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

2 komentarze:

  1. Zasadzam się na Kłamstwa Locke'a Lamory odkąd się ukazały, na razie bez powodzenia, ale teraz mam tym większą ochotę. Recenzja bardzo zachęca, a wszystkie cytowane fragmenty świetne :) Już dawno nic mnie tak nie rozśmieszyło, jak te koty. Teraz się głupio szczerze do monitora :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam obie części - wypożyczyłam z biblioteki, ale tak bardzo mi się te książki podobały, że kupiłam sobie, żeby mieć swoje. Dla mnie rewelacja.

    OdpowiedzUsuń