wtorek, 19 lutego 2013

"Niezidentyfikowany obiekt chodzący" Tatiana Polakowa - książka pełna akcji


Żeńka, czyli Jewgienija Pietrowna to dziennikarka, Anfisa Lwowna pisze kryminały. Razem tworzą wyjątkowo ognistą mieszankę, na której wodę można zagotować.
Obie babki pakują się (dosłownie) w okolicznościach dość gwałtownych i wyjeżdżają w dzikie rosyjskie ostępy, do wioski odciętej od  świata. Żeńka jedzie tam wysłana przez kierownictwo gazety, ma na miejscu zbadać przedziwną sytuację w wiosce; Anfisa po prostu ucieka od zazdrosnego męża i odcięcie od świata jest jej bardzo na rękę.

Na miejscu dzieją się rzeczy niezwykłe i tajemnicze. Na bagnach giną ludzie i wyją wilkołaki, leszy wodzi, z cerkwi zniknęła ikona, po lesie pałęta się leśniczy bez głowy, ktoś ukradł druty ze słupów, pozbawiając wieś elektryczności, rzeka zerwała most, a telewizja działa tak, że albo obraz, albo dźwięk.
Babki z werwą i pasją rzucają się do rozwiązania zagadki. Rozmawiają z kim popadnie, śledzą, podsłuchują, kryją się w krzakach, łażą nocą po lesie, zapuszczają się na bagna, słowem, ruchliwe są jak wszy na grzebieniu, wszędobylskie jak pluskwy i żywotne jak karaluchy.  Entomologiczne skojarzenia mi się włączyły, bo całość akcji dzieje się w pięknych okolicznościach natury i komary rypią aż miło.

Śledztwa to w żadnym wypadku nie przypomina i chyba zresztą nie miało, zważywszy na charakter przyjaciółek - jest to raczej bezładna krzątanina i gromadzone przypadkowo informacje. To, że ta krzątanina przyniosła jakiekolwiek rezultaty, to raczej nie zasługa przyjaciółek, a ślepego trafu oraz gęsto rosnących krzewów, ułatwiających podglądanie i podsłuchiwanie.

Zamieszanie jak w niektórych książkach Chmielewskiej, ale klimat już nie ten. Joanna nigdy nie była tak szaleńczo aktywna, nawet wykopując się z lochu szydełkiem.

Przeczytałam z uwagą, tfu, jaką uwagą, tam się uwaga rozprasza, w tej książce, popłynęłam po prostu z nurtem powieści, wyłapując fajne rosyjskie klimaty, samowary, łaźnie, bimbrownie i opowieści. Ale nie polubiłam babeczek na tyle, żeby się rozglądać za pozostałymi powieściami z tej serii. Chyba że samo wpadnie w ręce, to wtedy czemu nie.

Dowiedziałam się też, co to są latopisy (no co, wcześniej nie wiedziałam). Zainteresował mnie też motyw książki "Gwiezdna droga", która pojawia się w powieści (jeden z bohaterów ją ma), książki takiej nie znalazłam, jedynie "Gwiezdne drogi" czy też "Gwiezdne bezdroża". Ale chyba nie ma czego żałować, skoro bohaterem książki jest Er Gul, a danie takiego imienia nazwiska bohaterowi literackiemu to grzech, jak pisał Marek Oramus - tu link do artykułu na Esensji, bo innego nie znalazłam na szybko. Hm, czyżby Oramus Pirxa nie lubił, hmmm?

Książka ma fajną okładkę, z wyraźną fakturą i bezśladową, żadne odciski nie zostają, nic! Pierwszy raz taką widziałam i aż z ciekawości zaczęłam dociekać, gdzie drukowali i proszę, rzeczywiście nie u nas, tylko za miedzą, w Pohorelicach.

P.S. Książkę wystawiłam na fincie, jakby ktoś chciał.

"Niezidentyfikowany obiekt chodzący" Tatiana Polakowa, przełożyła Ewa Skórska, Weltbild, Warszawa 2011.

4 komentarze:

  1. Brzmi całkiem zabawnie i trochę skomplikowanie. No i okładka całkiem osobliwa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka jest świetna, nawet komary, o których wspominałam, są narysowane :)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Czyli Tobie nie zagrało jeszcze bardziej niż mnie. :)

      Usuń