środa, 11 czerwca 2014

"Ocean na końcu drogi" Neil Gaiman - magia istnieje, wiedziałam to


"Było mi smutno, że nikt nie przyszedł na przyjęcie, ale ucieszyłem się, że dostałem Batmana, a na górze czekał na mnie także mój urodzinowy prezent, ozdobna edycja całej Narnii. Położyłem się na łóżku i pogrążyłem w lekturze.
Lubiłem to. Książki były znacznie bezpieczniejszym towarzystwem od ludzi".[1]

Zaczęłam od tego cytatu, bo jak nie lubić książki, która zaczyna się takim stwierdzeniem na temat książek. Takim prawdziwym. Jak byłam mała, potrafiłam zatopić się w książce po cebulki włosowe. Wsiąkałam tak, że nie słyszałam, co się do mnie mówi. Rodzina śmiała się ze mnie trochę, na szczęście tak sympatycznie, bo też lubili czytać, mama książki, tata gazety, a siostry co popadnie. Potem mi przeszło, chyba wykształciła się podzielność uwagi, umiejętność tak pożądana w dzisiejszych czasach. Tak... to się już nie powtórzy, takie dziecięce stopienie się z tekstem. Choć czasem próbuję jakby cofnąć się w czasie, powracając do dawniejszym moich lektur i licząc na powtórkę doznań, to mi się nie udaje.

A Gaiman próbuje i całkiem nieźle mu to wychodzi, co ja plotę, wyjątkowo dobrze mu to wychodzi! Ten powrót do czasów, kiedy się było dzieckiem, kiedy inaczej patrzyło się na świat, kiedy wszystko było jakoś bardziej intensywne, trawa bardziej zielona, w krzakach mieszkały elfy i wierzyło się w usłyszane historie o duchach i samobójcach.

Znów muszę wstawić dygresję, bo mnie rozsadzi. Opowieści i duchach nie pamiętam, ale koleżanka z klasy bała się iść po zmroku drogą, przy której rosła wysoka topola, twierdząc, że ktoś jej powiedział o samobójcy, który to właśnie drzewo wybrał na rozstanie się ze światem. Sama zaś słyszałam, jak grupka rosłych i butnych  młodzieńców milkła gwałtownie przechodząc obok malutkiego zagajniczka o podobnie złej sławie.

Nic więc dziwnego, że gdy bohater powieści Gaimana wraca jako osoba dorosła do miejsca, gdzie przebywał jako chłopiec - wierzy w to, co pamięta. Choć z punktu widzenia dorosłego to absurdalne. Co takiego absurdalnego zachowało mu się w pamięci? To, że istnieje ocean wielkości stawu. To, że można się obudzić z monetą w gardle. Także to, że sąsiadki pamiętają jakieś straszliwie dawne dzieje i najprawdopodobniej mają Moc (przez duże M), dzięki której potrafią poskramiać stwory przybyłe przez dziurę w Wieczności.

"A potem Lettie Hempstock wyszeptała światu stare słowa i łąka eksplodowała złotym blaskiem. Widziałem, jak Ursula Monkton odlatuje, choć nie czułem wiatru, musiał jednak wiać jakiś wiatr, bo szarpała się i kołysała jak suchy liść porwany huraganem. Patrzyłem, jak wiruje w powietrzu, a potem zniknęła wraz ze swymi błykawicami."[2]

Tu normalny dorosły człowiek westchnie i powie - no błagam, takich kobiet z Mocą nie ma, takich stworów przybierających postać kobiety też nie. To wszystko wymysły chłopca, który pewnego dnia zobaczył:

"Sam nie wiedziałem, na co patrzę. Mój ojciec przyciskał Ursulę Monkton do boku wielkiego kominka na przeciwległej ścianie. Stał zwrócony plecami do mnie. [...] obejmował ją od tyłu".[3]

i dorobił sobie do tego całą historię, byle tylko nie myśleć, że rodzic okazał się zdrajcą. Już lepiej myśleć, że został zaczarowany, jak w bajce, przez złą czarownicę o pięknej powierzchowności, i sam nie wiedział, co czyni.

Magia istnieje, wie to każdy młody człowiek, ja też to wiedziałam. Naprawdę niewiele brakowało, abym uznała tę książkę Gaimana za cudowną, znakomitą i wyjątkową. Tak się jednak nie stało, albowiem los sprawił, że niedługo po Gaimanie sięgnęłam po inną powieść, której mistrzostwo uderzyło mnie jak obuchem. A że tematyka obu książek korespondująca ze sobą (dzieciństwo), zestawienie tych dwóch pozycji zaszkodziło "Oceanowi...". Już nie potrafię się nim zachwycać.

Pamiętajcie więc, jeśli chcecie mieć frajdę podczas i po lekturze "Oceanu na końcu drogi", to nie sięgajcie zaraz potem po "Magiczne lata" McCammona.

Bardzo dziękuję za egzemplarz powieści Wydawnictwu MAG. 

P.S. Tak się jakoś zbiegło, że Andrzej zebrał się i też napisał o tej książce, zerknijcie.

---
[1] "Ocean na końcu drogi" Neil Gaiman, przełożyła Paulina Braiter, Wydawnictwo MAG, Warszawa 2013, s. 16
[2] Tamże, s. 109
[3] Tamże, s. 97-98
Ocean na końcu drogi [Neil Gaiman]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

13 komentarzy:

  1. Świetny wpis, dopisuję do rejestru ;-)
    Normalnie zaGaimanowany czas nam się zrobił :-)
    Zanotowałem sobie te „Magiczne lata”, ale na potem - nie chcę sobie psuć odbioru Gaimana;-)
    Pewnie, że magia istnieje :-D
    Widzę, że u Ciebie przeważyła magia dziecięcych lat, dziecięcego świata, u mnie magia Starszych Światów...
    ... a i tak największą i najwspanialszą Magią jest czytanie świetnych książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Magiczne lata" koniecznie koniecznie potem. Gaiman uwielbia ukrywać w książkach coś, co każdy czytelnik interpretuje na swój sposób.
      Lubię go. Mimo paru wpadek.
      Jeszcze planuję sięgnąć po jego komiksy, bo nie miałam styczności, a ciekawa jestem.

      Usuń
    2. oisaj wspominał kiedyś o Sandmanie ale się mu nie podobało. Trzeba go pociągnąć za język może zmienił zdanie ;-)

      Usuń
    3. "Sandman" to jest taka historia, która bije z samego źródła opowieści przerażająca, pełna zagadek, tajemnic, odniesień do legend, mitów i literatury. Do tego wspaniale zilustrowana, Najlepszy komiks, jaki czytałam.

      Usuń
    4. O! Dlatego trzeba po prostu sprawdzić samemu. Dzięki za tę opinię.

      Usuń
  2. Hyhy, zanim doczytałam do końca, miałam już na końcu języka pytanie o McCammona :D
    Uwielbiam takie lektury, ależ bez nich byłoby nudno i ponuro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. McCammon wciąż czeka na swoją kolejkę na opisanie, jest tak dobry, że aż onieśmiela.

      Usuń
  3. Uwielbiam Gaimana za Nigdziebądź i Koralinę. I po tę książkę chętnie sięgnę, by poczuć magię. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdziebądź jest ... och. No piękne. Koralina aż tak do mnie nie przemówiła.

      Usuń
  4. A ja Ocean czytałam w takim czasie, że nikt nie zabrał mu miana perełki i jedynie przysłużył się do kupienia kolejnych książek Gaimana. Ale jeśli mówisz, że McCammon jest jeszcze lepszy to ja zaczynam szukać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz - i to jest super komentarz. A ja z tym McCammonem to przecież nie specjalnie, tak się jakoś złożyło...

      Usuń
  5. O, to ja lecę po McCammona ;) Jak pewnie zauważyłaś, mnie Gaiman jakoś wyjątkowo nie porwał, ot, przyjął się i został na chwilę. Dobrze, że podrzuciłaś nam link, bo jakoś mi Twoja recenzja "Oceanu..." umknęła. Winię za to czerwiec ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, mnie mnóstwo rzeczy umyka, a potem nie miałam czasu wrócić, takie czasy teraz, że nie ogarnie się wszystkiego tak, jak by się chciało.

      A McCammona polecam. Miód malina. Ja już dwie siostrzenice nim obdzieliłam - pozytywnie oceniły :)

      Usuń