piątek, 29 maja 2015

"Samotnik" Christophe Chabouté


Dziwności ty moje! - zawołałam do komiksu, który właśnie skończyłam i odłożyłam na półkę.

Zaiste dziwny, i to dziwny w dwóch płaszczyznach, fabularnej i wizualnej. Można powiedzieć, że zaskoczył mnie z każdej strony. Fabularnie: albowiem historia człowieka mieszkającego od urodzenia w latarni morskiej jest niecodzienna, delikatnie mówiąc. Co tam niecodzienna, jest totalnie odjechana.
Wizualnie: bo kadry są bardzo niespieszne, rozwleczone i małomówne.

Dziwność łapie mnie od pierwszego kadru i trzyma przez dwadzieścia stron. Pióro rysownika podąża bowiem za mewą. Wrzaskliwym, wiecznie głodnym ptaszyskiem, który polatuje nad falami, aż przysiada na poręczy. Punkt widzenia się oddala (aż chce się napisać, że kamera odjeżdża), poręcz okazuje się być poręczą przy schodach, kamera znów odjeżdża, schody prowadzą do drzwi, znów odjazd, drzwi przynależą do latarni morskiej, widać ją w całej okazałości.
Teraz najazd kamery, zbliżenie na mewę, zbliżenie na mewi łeb, mewa się zrywa, odlatuje, kamera trwa bez ruchu, mewa się oddala, jest punkcikiem nad falami, w końcu niknie. Koniec ujęcia, tfu, rozdziału.
Źródło: komkiks.gildia.pl

Filmowy sposób narracji drażnił mnie początkowo. Ej, co to ma być? - mówiłam sobie. Co mnie ta mewa, no przecież wiem, że latają nad morzem, że siadają gdzie popadnie i srają gdzie popadnie (autor tego szczegółu mi litościwie oszczędził). Czemu aż dwadzieścia stron o niej?
Potem zrozumiałam, że ten ptak to wstęp, przygotowanie czytelnika. Autor urabia sobie odbiorcę. Niecierpliwego i nerwowego czytelnika sadza na tyłku, każe mu skupić się i podążać za rysunkiem tak, jak autor to sobie wymyślił. Niezła sztuczka, nawet nie wiedziałam, że komiksiarze to potrafią.

Wracam teraz do fabuły. O tym, skąd się wziął człowiek w latarni, dlaczego nigdy nie pokazuje się ludziom (czyli marynarzom dostarczającym mu żywność) i dlaczego ten człowiek nigdy nie postawił stopy na suchym lądzie, dowiedziałam się ze skąpych rozmów tychże marynarzy. Jeden z nich, nowy, ma pewne podejrzenia do co ładunku lądującego co tydzień u stóp schodów latarni morskiej; drugi, żeby uniknąć posądzenia o przemyt, opowiada historię latarnika.

Co samotnik robi całymi dniami? O czym myśli? Jak wygląda? Czy jest szczęśliwy? Przyznam się, że odkrywanie tajników życia morskiego Quasimodo było dla mnie lekkim szokiem. Facet, wystawcie to sobie, ma w latarni jedną książkę. JEDNĄ. Do tego jedną małą rybkę, ślubne zdjęcie rodziców i kilka przedmiotów wyłowionych z morza. Czy to wystarczy, żeby żyć? Moim zdaniem nie bardzo. Ale on to robi. Jak?

Genialnie w tym komiksie jest przedstawiona ludzka empatia - mówię o marynarzach. Jeden dba o zaopatrzenie samotnika od lat. Drugiego interesuje, czy czegoś mu nie potrzeba. Właściwie to to samo. Prawie. Ta drobna różnica to ten mały kamyczek, co ruszy lawinę. Przeczytajcie, a zachwycicie się zakończeniem tej przedziwnej historii. Wszystko przez ten kamyczek! Ten komiks uczy wrażliwości, uczy właśnie empatii, otwarcia się na drugiego człowieka.
Szacun.

Szyszka, dzięki za pożyczenie.

"Samotnik"   Christophe Chabouté, tłumaczenie Maria Mosiewicz, Egmont Polska, 2010.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz