wtorek, 23 września 2025

"Czarcie ziele" Jill Johnson


 Nowy dla mnie podgatunek kryminału: kryminał botaniczny. Wzięłam, żeby sprawdzić, z czym to się je. Jeśli chodzi o botanikę, "Czarcie ziele" jest ekstra. Jako kryminał wypadł niestety blado.

 

Główna bohaterka, naukowczyni, spędza całe dnie w domu, uprawiając na tarasie rośliny trujące. To jej specjalność naukowa, uczyła kiedyś studentów botaniki, ale zwolniono ją z pracy po niebezpiecznym skażeniu laboratorium, nad którym miała pieczę. Zgorzkniała, nieco zdziwaczała kobieta spędza całe dnie w domu, rozpamiętując niepowodzenia i straty w życiu. Do tego podgląda sąsiadów przez lunetę. 

Właśnie przez lunetę widzi niepokojące zdarzenie, napaść i porwanie sąsiadki z naprzeciwka. Próbuje ją odszukać, trochę z pomocą policji, a trochę sama. Okazuje się, że porwanie jest częścią większej afery, a afera dotyczy jej bezpośrednio, toteż tym bardziej się stara.

W książce pada mnóstwo nazw egzotycznych i toksycznych roślin wraz z opisami, ale...  jakoś to jakości powieści nie poprawia. Spodziewałam  się czegoś zaiste lepszego. No  trudno.

Można przeczytać, ale nie trzeba. Chyba że jest się botanikiem, to wtedy trzeba.  

"Czarcie ziele" Jill Johnson, tłumaczyła Małgorzata Kafel, Znak, 2025. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz