Moda na pisanie blogów zaczęła się dawno temu - powstały ich setki tysięcy i tak naprawdę większość z nich jest koszmarna. W morzu tandety można jednak wyłowić perełki. Nie twierdzę, że blog Wawrzyńca jest od razu perełką, ale z pewnością można go uznać za dobrą, rzetelnie i ciekawie napisaną historię. Co sprawiło, że "Jędrne kaktusy" dobrze odebrałam? Humor, humor i jeszcze raz humor. Radosny, czasem czarny, a czasem sarkastyczno-ironiczny - lubię wszystkie rodzaje. Podobał mi się też dystans Wawrzyńca do samego siebie i do wszystkiego wokół. W nielicznych tylko wzmiankach Wawrzyniec odkrywa się, ale tak dyskretnie, że można to przeoczyć. No i przede wszystkim potomek Wawrzyńca - czyli Dziedzic, sympatyczne, żywe i energiczne dziecko, przysparzające swoim rodzicom mnóstwo radości i mnóstwo zgryzot. Dziedzic, który jest siłą napędową tej książki - on po prostu nie da się nie polubić!
Jedyne, co mi odrobinę przeszkadzało, to forma - przeniesione żywcem z bloga krótkie notki. Nie przeczę, że układały się one w spójną całość, ale jednak wolę tradycyjne, dłuższe rozdziały.
Na stercie, a więc już niebawem :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń