piątek, 20 maja 2011

"Kot, który przedrzeźniał ptaki" L. J. Braun (ale co to za przedrzeźnianie?)



Im głębiej w las, tym dalej pada jabłko od jabłoni - rzekłam sobie przeczytawszy książkę o kocie, który przedrzeźniał ptaki. Bo też kot właściwie to nie przedrzeźniał ptaków, ani też to rzekome przedrzeźnianie ptaków jakoś nie wpływało znacząco na rozwiązanie zagadki morderstwa. Innymi słowy - to typowy kryminał, a Koko, jakkolwiek to bardzo mądry kot, to jednak coraz mniejszą rolę odgrywa w śledztwie, albo też ta rola jest bardzo, ale to bardzo ukryta przed czytelnikami.

Chciałam napisać parę słów o intrydze kryminalnej, ale właściwie jakoś ciężko mi ubrać to w słowa. Ginie bowiem prawie stuletnia staruszka, motywem są korzyści majątkowe, zamieszany w to jest antypatyczny miejscowy notabl, a Qwill rozwiązuje zagadkę. Ech.

Mam wrażenie, że łatwiej będzie mi opisać didaskalia, bo są takie, co mi się bardzo podobają.
Zorganizowanie dyktanda na przykład. Uwielbiam dyktanda. Tyle że w Ameryce mają zdaje się inną defincję dyktanda, bo oni nie piszą, tylko literują.
Motyle i dziewczyna, która je maluje z natury, a modele w postaci gąsienic trzyma w pudełku, karmi i czeka aż się przepoczwarzą. Urocze hobby.
Facet, który zbiera epitafia, na zdjęciach. I tu wstawię fragment, albowiem to super fragment, czy macie czasem tak, że wałęsacie się po cmentarzu i oglądacie nagrobki? Moja mama tak ma i trochę mnie zaraziła.

"Historia tutejszych cmentarzy rozpoczyna się wraz z historią kolonizacji tych terenów. Jeśli któryś z pionierów zginął w karczemnej bójce, jego znajomi robili składkę na pochówek. Mój pradziadek wyczuł sprawę nosem i został kamieniarzem. Przychodzili do niego towarzysze takiego nieboszczykai kazali ryć: ZA TEN KAMIEŃ ZAPŁACILI KUMPLE Z SALOONU JEBA. To autentyczne epitafium z Bloody Creek. [...] No a później interes przejął mój dziadek. Zrobił nawet swój nagrobek, zresztą dosyć dowcipny. PRZESKROBAŁ CAŁE ŻYCIE." *

Ogród Qwilla zaś jest naturalnym skupiskiem krzewów, traw, ziół i polnych kwiatów. Uwielbiam takie, byle tylko bagien nie było, bo taplać się w błocie nie lubię.
Polly zostaje sportretowana z "Hamletem" w ręku (kto pamięta genezę jej imienia?).

Same urywki, migawki, obrazy - oto co zapamiętałam. A na deser jeszcze garść epitafiów wynotowanych z książki:
TU LEŻY SZCZĘŚLIWY OBYWATEL. NIGDY NIE MIAŁ ŻONY.
TU LEŻY MÓJ JEDYNY WIERNY MĄŻ.
UMARŁ OD WRZODU.
ZABIŁY GO JEGO WŁASNE NERKI.
ZJADŁ ZEPSUTĄ RYBĘ.
ZASTRZELONA PRZEZ KOCHAJĄCEGO MĘŻA. 
POWIESZONY ZA ZABICIE SWOJEJ DROGIEJ MAŁŻONKI.

Podczas wczorajszego powrotu z pracy straszliwie zmogło mnie spanie. Niebezpieczne to, bo strach zasnąć za kierownicą, toteż zjechałam na pobocze i zatrzymałam się koło małego cmentarza. Miły, zacieniony. Przespacerowałam się, żeby odegnać senność i oglądałam nagrobki. Nie, takich epitafiów jak wyżej nie było, ale i tak znalazłam ciekawostki. Napisy gotykiem, wiersz jako dedykacja (po niemiecku), albo takie staropolskie (chyba) przestawienie kobiety tylko z nazwiska "Macierzykowa. Z domu Chochoł" (nazwiska wymyślone).

---
* L.J.Braun "Kot, który przedrzeźniał ptaki", tłum. Tomasz Rosiński, s.71


I jeszcze prośba na koniec. Przeczytajcie jedną notkę, a potem drugą.
Zamierzam wesprzeć Sylwię przelewem. Jeśli ktoś z czytających również to zrobi, to dziękuję.

3 komentarze:

  1. Ja pamiętam! Polly nazywała się Hipolita nie?:) Gdzieś to na forum przeczytałem, w cyklu jeszcze nie. Jestem na 18 tomie.

    Misiak

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany, jak Ci zazdroszczę, że dopiero to czytasz. Uwielbiałam ten cykl:)

    OdpowiedzUsuń