niedziela, 22 listopada 2015

[Kriss de Valnor] "Nie zapominam o niczym" Sente, de Vita


Ha! Thorgalowa seria powraca na Dowolnika! 


Kto pamięta Kriss de  Valnor, piękną, ambitną i śmiertelnie niebezpieczną  czarnowłosą niewiastę, ręka w górę. Kto myślał, że zginęła w tomie "Kriss de Valnor"? Ja. Autorzy zostawili ją, żeby własną bujną piersią osłaniała ucieczkę rodziny Thorgala, no i jej syna z nimi. Teraz Kriss budzi się jak ze snu, wleczona przed oblicze bogini Freyji. Trybunał Walkirii ma zdecydować, czy Kriss spędzi resztę życia w piekle, czy w Walhalli.
Bogini ma wysłuchać opowieści wojowniczki o jej przeszłości, bo może kryje się tam coś, co oprócz tego ostatniego heroicznego czynu świadczyłoby o tym, że kobieta nie jest do gruntu zła.




Trzeba przyznać, że start w życie dziewczyna miała kiepski: ojczym katował i gwałcił jej matkę, a potem ją. Zemściła się, gdy tylko obecność matki przestała krępować jej ręce i uciekła z wioski, by żyć na własną rękę. Potem zawiązała krótkotrwały pakt z wędrownym kuglarzem, by odbić jego córkę z rąk sadystycznej małoletniej księżniczki.

Ten sąd to oczywiście pretekst, by poopowiadać co nieco o dawnej Kriss. Obecnej Kriss tu niewiele, choć na początku obiecująco szarpie się w uścisku strażniczek, to potem chowa się za swoją opowieścią. No i fajnie, no i dobrze, warto czasem spojrzeć do tyłu. I warto poczytać serię Thorgalową, choć Thorgala tam nie ma (bo się rysuje dopiero).

Mam tylko jedno zastrzeżenie: Kriss wygląda inaczej niż ta, którą zapamiętałam! Włosy nie takie, wdzięku zero, twarz drapieżna - a pamiętam ją jako słodko-drapieżną i pełną szelmowskiego wdzięku. I cóż mam z taką odmienioną Kriss zrobić? Zrzucić to na karb sytuacji, że niby śmierć jej nie służy (nie szkodzi, że połowiczna)? Dobrze. Zobaczę, co będzie dalej.


[Kriss de Valnor] "Nie zapominam o niczym" rysunki Giulio de Vita, scenariusz Yves Sente, tłumaczenie Wojciech Birek, Egmont Polska, Warszawa, 2010.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz