piątek, 10 marca 2017

"Co? Jak? Napisać" J. H. Cromwell - książka i zeszyt


Obserwuję, że na rynku książkowym pojawia się coraz więcej pozycji z zakresu kaligrafii oraz liternictwa. Niezmiernie mnie to cieszy, bo lubię tę dziedzinę, z entuzjazmem więc sprawdzam jedną po drugiej. Całkiem niedawno przedstawiałam na blogu "Liternictwo" czterech autorek. "Co? Jak? Napisać" przywędrowała do mnie w tym samym czasie. Zajrzałam do obu prawie jednocześnie.  "Liternictwo" bardzo mnie ujęło ogromem pomysłów i niekłamanym entuzjazmem autorek w propagowaniu swojej pasji i prezentowaniu nowych rozwiązań. Na tym tle książka Cromwella wygląda surowo, wręcz ascetycznie. Przyznam się, że po pierwszym przekartkowaniu odłożyłam ją zniechęcona na półkę, mrucząc pod nosem, że tam nic nie ma, same alfabety różnymi krojami liter, żadnego opisu, wyjaśnienia, nic.

Potrzebowałam trochę czasu, żeby się przekonać do tej książki. Opowiem wam, jak ona wygląda. Na początku jest krótki dwuzdaniowy (sic!) wstęp,  w którym autor pisze, że metoda jest prosta, trzeba tylko wziąć do ręki coś do pisania i pisać. I tyle, jeśli chodzi o jakiekolwiek objaśnienia. Dalej mamy powtarzalny układ:
-  strona pokazująca kierunek linii przy pisaniu litery,
-  strona z kolorową wersją litery,
-  strona z alfabetem: małe i duże litery, cyfry, ewentualnie ligatury,
 - strona z miejscem na ćwiczenia, z kratką i pomocniczymi liniami.



Tych alfabetów jest 39: proste, pochyłe, bryłowe, cieniowane, z zawijasami. I powiem wam, że gdy już zaczęłam uważnie te alfabety przeglądać, to jakoś tak ręka sama znalazła pióro, potem ołówek - i zaczęła te literki kreślić. Okazało się to proste. I, o dziwo, relaksujące, a przy tym nie miałam tego poczucia marnowania czasu, co przy kolorowankach. Kreśliłam sobie kreseczki, to w jednym alfabecie, to w drugim. Zmieniałam narzędzia i znów kreśliłam.

Pojęłam wtedy tę lakoniczność w opisie. Tu rzeczywiście nie ma co się rozwodzić, patrzymy na wzór i powtarzamy go na drugiej stronie. To doskonałe ćwiczenie ręki, nabiera się pewności siebie w prowadzeniu linii. 

Jeśli zapiszemy już książkę i zabraknie miejsca na ćwiczenia, to możemy zaopatrzyć się w zeszyt ćwiczeń. Jest cieńszy niż książka, ma 64 strony (a książka 160), zawiera 25 alfabetów (książka 39), ma miękką oprawę i jest sporo tańszy. Właściwie można też od niego zacząć, a jeśli ćwiczenia przypadną do gustu, wtedy zakupić książkę i ćwiczyć dalej.

Papier w obu publikacjach jest odpowiedni do pisania atramentem. Wypróbowałam kilka piór,  a także ołówek i doskonale się pisało.

Polecam czy nie polecam? To jest na tyle specyficzna publikacja, że nie sposób polecać jej wszystkim,  gdyż będzie interesująca tylko dla osób zainteresowanych tematem. Te właśnie osoby mogą sobie teraz popatrzeć na zdjęcia i zdecydować, czy książka im się przyda. 

Jeśli o mnie chodzi, to mam dwa zastrzeżenia, a właściwie postulaty. Po pierwsze, ciekawie byłoby poczytać coś więcej o autorze: kim był i czym się zajmował, co spowodowało, że napisał tę książkę. Po drugie, przedstawione w książce alfabety wymagają różnych narzędzi pisarskich: ołówka, pióra ze ściętą stalówką, pióra z elastyczną stalówką. Przydałoby się choć kilka słów o tych narzędziach dla laików.
Zdaję sobie jednak sprawę, że to byłoby zbyt duża ingerencja w książkę, która została wydrukowana na podstawie wydania drugiego z 1890 roku. To robi wrażenie, prawda?

Kilka poglądowych zdjęć:

Strona z kierunkiem linii

Strona z wyglądem litery

Alfabet

Strona do ćwiczeń, w pierwszej linijce kilka moich liiter


Strona z alfabetem

I moje ćwiczenia

Tu uzupełniłam całą pierwszą linijkę

To naprawdę proste!

A to już nie proste, tylko pozawijane

To też pozawijane

A to pogrubione

Za egzemplarz książki i zeszytu bardzo dziękuję wydawnictwu Egmont Polska.

 "Co? Jak? Napisać" J. Howard Cromwell, Egmont, Warszawa 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz