Na książkę Romka Pawlaka czekałam od dawna, zdążyłam bowiem zorientować się, że mamy podobny gust literacki. Skoro tak - myślę sobie - napisze on coś, co mi się spodoba, jakżeby inaczej? Miałam rację!
Głęboka przyszłość, ludzie latają po kosmosie na naprawdę dalekie dystanse, technika skokiem poszła do przodu, ale (to takie ludzkie, prawda?) wciąż zdarzają się błędy i awarie. Wskutek takiej awarii ziemski statek Skorpion trafił na planetę Kys, zamieszkaną przez obcą rasę Argunów. Trochę to beznadziejna sytuacja, bo szanse na naprawę usterki są znikome. Cóż ma więc począć załoga, ze sobą i z ładunkiem (tysiące kolonistów w hibernacji i sprzęt do kolonizacji)? Postanawiają też się zahibernować, ustanawiając jedynie wachty dyżurujące na zmianę, których zadaniem jest próba usunięcia usterki (choć doprawdy, hm), kontrola stanu technicznego pojazdów kosmicznych oraz badanie mieszkańców planety. To jest to, co najbardziej lubię: zderzenie cywilizacji, zetknięcie dwóch obcych sobie ras, pozornie bez punktów wspólnych i to, co może z takiego zetknięcia wyniknąć. Romek Pawlak w powieści nie skupia się na pilnej i wnikliwej bezkontaktowej obserwacji obcych, woli opisywać sytuację, gdy ludzie próbują z Argunami nawiązać kontakt, obserwuje i opisuje ich wzajemne oddziaływanie. Nie powiem, ucieszyło mnie to. Wciąż bowiem bliższy jest mi człowiek, niż najciekawszy nawet przedstawiciel obcej rasy.
Głównym bohaterem jest Foster, astronom, jeden z załogantów pechowego statku, który usilnie próbuje nawiązać kontakt z tubylcami, a te próby są średnio udane. To jego oczami obserwujemy planetę, to on jest uparcie przekonany, że jego próby warte są kontynuowania. To on ściera się z innymi członkami załogi, broniąc swoich racji, z innymi zaś nawiązuje przymierze. Czytałam o jego próbach porozumienia z jednym z mieszkańców planety, którego wybrał i któremu próbował wpoić pewne wiadomości z zakresu astronomii, licząc na to, że mieszkańcy planety zaczną, pisząc metaforycznie, spoglądać w niebo. Czytałam o jego zawiedzionych nadziejach, czując wręcz namacalnie jego złość, zniechęcenia i frustrację i tak dobrze go rozumiałam!
Muszę przyznać, że mocno zaskoczyła mnie końcówka powieści. Brawurowa,
napisana z rozmachem i odwagą. Z szeroko otwartą furtką zarówno do
kontynuacji tej historii, jak i do wewnętrznych czytelniczych rozważań.
Kocham takie zakończenia.
Trochę to zaskakujące w świetle poprzedniego akapitu, ale bardzo cenię w tej książce niespieszną narrację, bez wizgów fotonowych ciągów w kosmicznej otchłani, za to z dokładnym przedstawieniem życia na unieruchomionym statku, wypełnionego tajemnicami, intrygami i poczuciem beznadziei. Ciekawe jest także to, że obca planety okazała się wcale nie tak bardzo obca.
Polecam z całą odpowiedzialnością.
Ach, całkiem świadomie pominęłam w powyższym tekście istotny wątek, pozwolę czytelnikom delektować się nim samodzielnie, ja tylko dopiszę mały cytat, który odrobinę uchyla rąbka tajemnicy.
"Oto miał przed sobą kolejną z najsmutniejszych historii we Wszechświecie. O miłości, która potrafi zabić kochanków, każdemu pisząc inną, równie smutną historię".
O jakim dziele literackim pomyśleliście, czytając ten cytat?
Aha, nadmieniam, że z prawdziwą przyjemnością nominowałam "Podarować niebo" do Nagrody im. J. Zajdla za rok 2020.
"Podarować niebo" Romuald Pawlak, Wydawnictwo IX, Kraków, 2020.
Rozumiem, że książkę mam dopisać do wyzwania?
OdpowiedzUsuńOczywiście, dziękuję!
UsuńNa razie tylko szybko przewinąłem do komentarzy. Sam niedługo będę czytał, więc jeszcze tu wrócę z komentarzem ;)
OdpowiedzUsuń