niedziela, 28 kwietnia 2024

"Anne ze Złotych Iskier" L.M. Montgomery, tłum. Anna Bańkowska


 Nasiąknęłam w dzieciństwie Anią tak bardzo, że do dziś mówię "Ania", nie "Anne". To jednak nie przeszkodziło mi zachwycić się nowym  przekładem pani Bańkowskiej, o czym pisałam  po przeczytaniu "Anne z Zielonych Szczytów". Jakiś czas później z radością odkryłam w bibliotece na półce całą dostępną na rynku serię i w okamgnieniu ją pochłonęłam. Po czym zmartwiłam się bardzo, że nikt jej nie wypożycza (smuteczek).


 

No dobrze, przeleciałam przez Avonlea i Redmond, gdzie Anne brylowała jako studentka i w końcu dowiedziała się, kogo ma w sercu (nie pamiętam tego tomu w starym  tłumaczeniu, ale to nawet lepiej). Szybko przeszłam do "Anne z Szumiących Wierzb" (to pamiętam!), w którym to młode dziewczę pracowało w szkole i boksowało się z klanem Pringle'ów. Piąty tom też pamiętałam, "Wymarzony dom Anne", gdzie się urządzała z mężem i swatała sąsiadkę (Leslie, nie Ewa!) z przystojnym pisarzem.

Dotarłam nareszcie do tomu szóstego, czyli "Anne ze Złotych Iskier". Rodzinka w nowym, większym domu, który z pewnością bardziej odpowiadał potrzebom państwa Blythe'ów, biorąc pod uwagę ich przyrost naturalny. Pojawili się dwaj synowie, córki bliźniaczki, kolejny syn i kolejna córka. Pojawiła się też nieoceniona Susan, niby służąca, ale bardziej członek rodziny z nadania, nie z krwi.

Tylko samej Anne jakby mniej, dużo w tym tomie jest przygód dzieci Anne i Gilberta. Zresztą, to właściwie nie przygody, to boksowanie się ze światem nieczułym na ich wrażliwe duszyczki, dziecięcą łatwowierność czy namiętne pragnienie przyjaźni. Troszkę mi szkoda było tych dzieci, pod kloszem chowanych. Anne, kochana, czuła i wyrozumiała mamusia nic, tylko przykleja plasterki na ich zbolałe jestestwa. Od czasu dla rozrywki próbuje kogoś wyswatać albo być zazdrosna o męża. Ani jedno, ani drugie jej nie wychodzi. 

Trochę mnie irytował ten tom, niby ukazujący piękno rodzinnego ciepełka, a tak naprawdę upupiający Anne, odbierający jej wrażliwość, energię, pasję. Wykształcona, utalentowana kobieta zmienia się w kurę domową, wzdychającą tylko ukradkiem do księżyca. Tak, wiem, tak było  w tamtych czasach - ale co z tego? Tęsknię do nieco szalonej, gadatliwej nastolatki. Wiem,  że lata płyną, ludzie się zmieniają, dzieci dorastają, a skóra wiotczeje - ale i tak tęsknię.

Oczywiście, że czekam na kolejną,  siódmą część, czyli "Dolinę Tęczy", którą w dzieciństwie lubiłam bardzo bardzo. A wy?

Książka przeczytana w ramach współpracy z wydawnictwem Marginesy.

"Anne ze Złotych Iskier" L.M. Montgomery, tłum.  Anna Bańkowska, wydawnictwo Marginesy, 2024.

2 komentarze:

  1. Przeczytałam pierwszy tom i nie sięgnęłam do następnych. Nie mogę się przyzwyczaić do nowych imion i nazw miejsc, w których rozgrywa się akcja. Pewnie wrócę, ale nie wiem kiedy. Nie wiem czy kupię, być może przeczytam na Legimi. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świadczy o tym, jak bardzo poprzednie tłumaczenie wrosło w Ciebie. Chyba lubisz tę serię?

      Usuń