sobota, 13 lutego 2016

"Stwórca" Scott McCloud


"Stwórca" spadł na mnie zupełnie niespodziewanie. Przeczytany w dwa wieczory, potrząsnął mną nieco, porządnie zirytował, a potem wzruszył do łez.

Historia.

Młody, zdolny (a przynajmniej tak mu się wydaje) rzeźbiarz David Smith czuje się jak zeżarta i wypluta szmata. Właśnie stracił pracę, za chwilę straci mieszkanie, a jego kariera artystyczna, kilka lat temu świetlana i obiecująca, dziś wali się w gruzy. Z ludźmi też nie umie się dogadać, nie ma dziewczyny ani przyjaciół (oprócz jednego, jeszcze z czasów dzieciństwa).
Widzę tego faceta, jak doprawia się kolejnymi drinkami, smętnie zwieszając głowę nad kawiarnianym stolikiem - i niestety, ale nie umiem wykrzesać dla niego ani odrobiny współczucia. Zdaje mi się, że mógłby zrobić coś ze swoim życiem, tylko nie bardzo chce. Ale zostawmy to, to tylko moje wrażenie.
Do Davida przysiada się gość nie z tego świata i proponuje mu układ: da mu moc, dzięki której będzie mógł tworzyć rzeźby gołymi rękami, a w zamian za 200 dni zabierze mu życie. I duszę. Bo czyż nie o duszę zawsze chodzi?


Ten żałosny, złamany przeciwnościami losu facet na to idzie. Nie wiem, czy wie, co czyni, jest mocno nawalony, ale idzie na to. Godzi się na oddanie reszty życia w zamian za power w rękach - ba, nawet nie jest powiedziane, że coś w sztuce osiągnie, to już zależy od niego, co zrobi ze swoim świeżo otrzymanym darem.
Przyznaję, robi, co może. Mnie się te jego rzeźby nie podobają, ale nie jestem znawczynią. Zresztą, nie o to chodzi.

David tworzy z zapałem, pracownia mu się zagęszcza od marmurów (taki szlachetny materiał sobie wybrał, no proszę, inspiracje Michałem Aniołem?), ale to tylko połowa historii. Drugą połowę widać na okładce, obejmuje Davida. Nie, to nie jest kobieta z cegieł, to dziewczyna z krwi i kości, choć przez chwilę była aniołem prosto z nieba.  Związek z Megan (przez chwilę anioła) z Davidem przenosi układ ze śmiercią ze strefy "I tak moje zwichrowane życie nie jest nic warte, niech chociaż rzeźby po mnie pozostaną" do "Nie mogę zostawić Megan samej!".


Nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka, do czego David w końcu doszedł, choć młody i nie zawsze mądry z niego człowiek. Czy zostawił coś po sobie zgodnie z założeniem z pierwszych stron? Tak. Choć nie jest to dzieło, o jakim myślał. Początkowo bowiem młody rzeźbiarz chciał uznania artystów, chciał być znany w świecie sztuki, koneserów, mecenasów, studentów. Czyli w tym małym światku, który znał. Potem mu się te priorytety zawaliły i przebudowały. Zaczął pracować dla ludzi z ulicy, ludzi i samego miasta. To też było dobre, jakiś krok dalej (choć dalej te jego rzeźby mi się nie podobały). Natomiast pod sam koniec pozostałego mu czasu odrzucił całkiem zdanie innych i zaczął tworzyć tylko dla siebie. I to było to.

Emocje.

"Stwórca" jest świetnym komiksem, jestem pełna podziwu, ile spraw się w nim mieści: znaczenie sztuki w życiu, zdolność do poświęceń, magia, miłość, przyjaźń i cała gama  wzniosłych albo też całkiem przyziemnych myśli, które wpadają do głowy podczas czytania. Lubię takie egzystencjalne łamańce, choć mocno mi dają w kość podczas czytania. Emocjonalnie.

Do samego końca nie polubiłam Davida, ale mocno przejęłam się jego losem, takie przywiązanie czytelnika do bohatera to mistrzostwo świata. Na dodatek pokochałam całym sercem Meg. Takie natężenie emocji na centymetr kwadratowy rzadko się zdarza (do tej pory doświadczyłam tego tylko u Bechdel). Och, nie przeżywajcie tak komiksów jak ja.

Rysunki. 

Genialna w swej prostocie skala kolorów - biały i szaroniebieski nie rozpraszają uwagi. Pozwala to na błądzenie oka do woli na każdym kadrze, bez nudy i przesytu. Genialne jest wyrażanie emocji mimiką twarzy, McCloud jest w tym absolutnie niezrównany (tak się zachwycam, bo jestem pod wrażeniem i to mnie trzyma). Wszystko mu dobrze wychodzi, szerokie plany i zbliżenia z detalami.

Zatrzymane sceny i dynamiczne ujęcia - jednakowo doskonałe. A już połączenie jednego z drugim, jak ten kadr poniżej, to już czysta poezja rysunku.

Daję sześć na sześć bez wahania. Hm, czyżbym już w styczniu miała swój komiks roku 2016?
Mocno polecam!

I bardzo dziękuję Wydawnictwu Komiksowemu za możliwość przeczytania tego komiksu. Naprawdę bardzo.

"Stwórca" Scott McCloud, tłumaczenie Grzegorz Ciecieląg, Wydawnictwo Komiksowe, Warszawa 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz