sobota, 5 grudnia 2009

"Porwanie" Joanna Chmielewska


Kupiłam, bom fanka Chmielewskiej, no i również z posuchy czytelniczej. Przeczytałam bez nadmiernej przyjemności, ale i bez wstrętu, oczywiście wziąwszy uprzednio poprawkę na to, iż mam w ręku "późną" Chmielewską. Wszyscy siedzący nieco w temacie Chmielewskiej wiedzą, że należy oddzielić wczesną, PRL-owską twórczość (zabawną, błyskotliwą i lekką) od późniejszej (cięższej, przegadanej i czasami nudnej). Pomijam tu też wredne supozycje mojego kolegi o pisaniu w celu wyciągnięcia się z długów hazardowych, no. "Porwanie" jest powieścią kryminalną, oczywiście, przy czym autorka okazuje się z biegiem lat coraz bardziej statyczna, a co za tym idzie - jej dochodzenia również. Cała akcja dzieje się w domu Joanny, wiedza o przestępstwach, przestępcach i ich ofiarach przynoszona jest przez kolejne odwiedzające Joannę osoby, wiedza o postępach w śledztwie tak samo - no znany schemat, znany. Pojawiają się charakterystyczne dla Chmielewskiej elementy: wymyślne epitety (jak w "Krowie niebiańskiej"), wzajemne zauroczenie między bohaterami powieści, piętrowe intrygi, no i oczywiście ukochana policja. Zirytowała mnie autorka dwukrotnie. Pierwszy raz, kiedy to musiałam wciąż czytać o niewymyślnych potrawach, podawanych na nasiadówkach - irytację wywoływała niebotyczna duma z umiejętności podgrzania kupnych pierogów i cudzych kotletów mielonych. Drugi raz zirytowałam się porządnie, gdy przeczytałam o tym, że w ogrodzie Joanna posadziła obok siebie pigwę i pigwowca; rośliny wyrosły tak blisko, że nie wiadomo, który owoc z którego krzaka pochodzi. Och, zawsze autorka taką wagę przywiązywała do sprawdzania realiów, a tu taki kiks. Pigwa wszak jest drzewem, nie krzakiem jak pigwowiec, a owoc pigwowca jest tak podobny do owocu pigwy jak orzech włoski do gruszki. Znam kwestię, bo mam mamę ogrodniczkę z zamiłowania i sama jej sadzonkę drzewka pigwowego taszczyłam przez pół Wrocławia do autobusu, ręce prawie mi odpadły... no ale sprawiedliwie dostaję owoce, a to na kompot, a na nalewce pigwówce to zęby zjadłam.

Porwanie [Joanna Chmielewska]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

5 komentarzy:

  1. Nalewki rzondzom :D Mniam.

    OdpowiedzUsuń
  2. To już trzeba było mieć doczynienia z oboma roślinami żeby się zorientować że jednego z drugim pomylić się nie da, ale rozumiem cię - u takiej miłośniczki ogrodów pomyłka przynajmniej dziwna

    OdpowiedzUsuń
  3. :) Dotarłam do twojego sprostowania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że nikt od Chmielewskiej nie rzucił Ci się do gardła, tylko pozwolił na samodzielne dojście do wiedzy i napisanie sprostowania:)
    Uwagi co do powieści miałyśmy podobne:)
    Nalewka z pigwy pyszna jest. Nawet nie wiedziałam, że jest pigwa i pigwowiec, ja wiedziałam tylko o pigwie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nalewka i z pigwy i z pigwowca jest pyszna. Tyle że na razie dla mnie zakazana :)

    OdpowiedzUsuń