piątek, 17 grudnia 2010

"Lęki króla Salomona" Emile Ajar

Niedobrze się stało, że "Lęki króla Salomona" słuchałam po całkiem niedawnym odsłuchaniu "Życia przed sobą". Bowiem "Życie" jest absolutnie bezkonkurencyjne i wszystkie inne w porównaniu z nią wypadają po prostu blado.
No nic, mówi się trudno.
O czym są "Lęki"? O życiu w Paryżu. Pan Salomon, Żyd, mający ponad osiemdziesiąt lat, nie przyjmuje do wiadomości tego, że się starzeje - bardzo słuszna zresztą postawa - żyje pełnią życia, zakłada coś w rodzaju telefonu zaufania, pomaga potrzebującym na lewo i prawo i ogólnie jest postacią bardzo zajętą, dostojną i sympatyczną.
W działalność telefonu zaufania wchodzi Jeannot, młody paryski taksówkarz, chłopak o niepospolitej wrażliwości. Wchodzi gładko, całym sobą, całym sercem. Angażuje się w działalność pana Salomona, zaprzyjaźnia się z nim, a także z jego znajomymi, między innymi z panią Corą, byłą piosenkarką. Pani Cora i pan Salomon kiedyś się kochali, ale jak to często bywa, koleje losu wymanewrowały ich na różne pozycje. Pan Salomon jako Żyd musiał się ukrywać (cztery lata spędził w piwnicy), pani Cora zakochała się w człowieku współpracującym z gestapo... No i koniec, kłótnia, utrata zaufania, każde poszło w swoją stronę, a po latach, mimo że się znaleźli, dalej nie mogli się porozumieć.
Tu wkracza Jeannot, najpierw wiąże się z panią Corą, trwając z nią w dziwnym, na poły miłosnym, na poły litościwym związku, a potem usilnie pracuje nad tym, by Cora i Salomon znów byli razem. Chce się wyplątać z Cory, bo przecież ma dziewczynę...
Jak to się kończy? Szczęśliwie czy nieszczęśliwie?
Trzyma się kciuki podczas czytania za szczęśliwe zakończenie, zaręczam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz