sobota, 2 czerwca 2012
"Osobliwe przygody Dyla Sowizdrzała" Karol de Coster - prawie zakichałam się na śmierć
Czemu zakichałam? Bo to staroć, przysypany kurzem wieków. Sto lat temu, jak jeszcze byłam w ciąży z Krzysiem, odwiedziliśmy znajomych w dalekim Krakowie - oczywiście przejrzałam ich półki z książkami i wydłubałam Dyla. Pożyczyłam sobie to od nich, bo zaintrygował mnie rok wydania: 1949, toż przecież Polska ledwie co się z turbulencji wojennych otrzepała! Biorę, poczytam, mówię do znajomych, wzięłam, ale jak widać, musiało odleżakować parę lat na półce, zanim się za to wzięłam.
Cóż, ze smutkiem muszę stwierdzić, że przeczytałam całość tylko z dwóch powodów. Byłam ciekawa, jak mi się książkę będzie czytać (dlatego zaczęłam) oraz jak się historia Dyla rozstrzygnie (dlatego skończyłam).
W skrócie: Dylu to wesoły i roztropny chłopak, który po świecie wędruje i z wszystkich sobie dworuje. Przestaje, gdy inkwizycja pali na stosie jego ojca, ale tylko dworować, wędruje nadal, tylko teraz zajęty walką z systemem, królem i inkwizycją. Towarzyszy mu przyjaciel, Maciek Brzuchacz, który uparcie szuka żony, co mu uciekła. Sporo im przytrafia przygód, miłych i niemiłych, ale oczywiście w końcu znajdują drogę do domu i żyją sobie szczęśliwie ze swoimi paniami. Nie wiem, czy długo, książka się skończyła.
Całość mnie odrobinę znudziła, urozmaicałam więc sobie czytanie zaznaczaniem cytatów. Na przykład na temat osób ważnych:
Opowiadano mi po drodze, że zwie się Juliusz III, że jest rozpustnikiem, usposobienia wesołego i rozrzutnego, że jest wymyślny w zabawie i bystry w rozmowie. Opowiadano mi także, że jeszcze jako kardynał rozmiłował się ponad wszelką miarę w pewnym małym, czarnym, brudnym i nieobyczajnym chłopcu, który się włóczył z małpą po mieście i żebrał. A kiedy został papieżem, uczynił z owego włóczęgi kardynała, zawiadującego skarbem papieskim. [1]
Tu notka wikipedyczna, daleko mniej surowa ;)
W owym czasie żył król Filip pogrążon jak zwykle w niesamowitym smutku.[...] I rozmyślał też z nienawiścią o swym synu, Don Karlosie, osobliwie, odkąd ów zająć miał w Niderlandach miejsce księcia Alby i jak się król Filip obawiał, mógłby tam po najwyższą władzę sięgnąć. [...] Dworzanie zaś dworu, tak króla Filipa, jak i jego syna Don Karlosa, nie wiedzieli, kogo im z dwóch bardziej lękać się wypada: okrutnego i obmierzłego syna, co paznokciami swe sługi rozdzierał, czy tchórzliwego i podstępnego ojca, co używał drugich za narzędzie zła, które czynił, a żył jakoby hiena padlinie.
[...] Don Karlos został uwięziony jako obwiniony o zdradę stanu [...] pani Izabella Francuska płacze ustawnie. [...] Infantowi Don Karlosowi podano w więzieniu zielone figi, od których drugiego dnia ducha wypuścił jakby usnął. [...] Król Filip począł potem pozierać pożądliwie na księżnę Eboli, co była za mężem; żądał od niej miłości, a ona mu jej nie odmówiła.
Pani Izabella Francuska, o której mówiono, iż sprzyjała zamysłom zmarłego Infanta na Niderlandy, naraz chudnąć poczęła i niedomagać. Włosy wypadać jej poczęły całymi promieniami, cierpiała wielce od częstych wymiotów, paznokcie u jej rąk i nóg odpadły - aż wreszcie ducha w mękach oddała. Aliści król Filip ni jednej łzy nie uronił.
I książęciu Eboli włosy też wypadły i stał się książę usposobienia melankolicznego. Odpadły mu też paznokcie u rąk i nóg. I zgasł równie rychło jako pani Izabella. Król Filip przykazał go pogrześć, a księżnej Eboli żałobę hojnie zapłacił. [2]
Niezły ten król, prawda? Mowa o Filipie II Habsburgu. Don Carlos też tam jest wymieniony, ale Izabelli Francuskiej nie zidentyfikowałam.
Pewnego dnia był król Filip bardziej niż zazwyczaj ponury i przez melankolię żarty, bowiem objadł się marcepanami. [3]
Tu się przeraziłam, albowiem uwielbiam marcepan.
Ale zostawmy już w spokoju możnych i bogatych, prości ludzie są daleko bardziej zabawni. Oto dialog pomiędzy Dylem a Maćkiem:
"O! jasne słoneczko, dziękuję ci, żeś rozgrzało nasze ciała i tobie, cząsteczko popiołów Klasa, dzięki, żeś rozgrzała moje serce i szepczesz mi, że błogosławieni ci, co biegają po gościńcach i lasach dla oswobodzenia ojczyzny."
"Jeść mi się chce" - rzekł Maciek. [4]
Cóż za pragmatyzm! Tak przy okazji - trochę trwało, zanim przyzwyczaiłam się do takiego zapisu dialogów, nie za pomocą myślników, tylko cudzysłowów.
Że to pustka była już w misach i na stole, Maciek wpadł w smutną zadumę; a to odkrywszy na dnie jednej z mis jedyną i już ostatnią ćwiartkę kapłona wsunął ją melankolicznie w czeluść pomiędzy swymi szczękami. [5]
Melankolicznie czy nie melankolicznie, jeść trzeba.
---
[1] "Osobliwe przygody Dyla Sowizdrzała" Karol de Coster, z przedmową Romain Rollanda, tłumaczył Przecław Smolik, Książka i Wiedza, Warszawa 1949, s.106-107
[2] Tamże, s. 302-304
[3] Tamże, s. 367
[4] Tamże, s. 289
[5] Tamże, s. 299
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oj, chyba trudno by mi się czytało mimo podziwu dla staroci (hm, klasyki). Medal Ci się należy:)
OdpowiedzUsuńMnie po prostu było już trochę wstyd, że tak długo książkę trzymam i dlatego się zabrałam. :)
UsuńZapis z cudzysłowami funkcjonuje w literaturze amerykańskiej. Ciekawe, w Polsce się z tym nie spotkałem.
OdpowiedzUsuńW charakterze nawiązania podrzucam "Epitafium dla Sowizdrzała" Jacka Kaczmarskiego, oparte tej właśnie powieści ("jednej z ulubionych książek dzieciństwa", jak sam mówi). Swoją drogą znalazłem zaskakująco dobrą rejestrację live :)
Tak, wiem. A że polska notacja jest inna, trudno mi było się przestawić, dopiero 1/3 książki stało się to niezauważalne.
UsuńDziękuję za linka, nie słyszałam wcześniej. No, proszę, ulubiona...
Jak zobaczyłem w tytule, że się zakichałaś, to pomyślałem, że ze śmiechu i się ucieszyłem, bo mi ten Coster stoi od wieków na półce. A tu taki zonk:( Jeśli się nie zraziłaś, to Colas Breugnon Rollanda może Ci bardziej podpasować.
OdpowiedzUsuńO biedaczysko, to pewnie jeszcze postoi?
UsuńColasa wrzucam do schowka, a co! Dziękuję :)
Pewnie tak:P Może w ogóle się jej pozbędę, żeby mnie nie kłuła w oczy:)
UsuńNie bądź zbyt pochopny! A co będzie, jak potem zatęsknisz?
UsuńWłaściwie to masz rację, niech stoi, jeść nie woła:D
UsuńMoże to i staroc jednak sporo już przetrwał i z pewnością przeżyje jeszcze wiele dzisiejszych bestsellerów :-) ale przyznaję nie jest to książka, którą czyta się z wypiekami na twarzy :-)
OdpowiedzUsuńCzytałeś?
UsuńCo prawda dawno bo dawno, ale czytałem - przecież to klasyka :-). Wrażenia miałem podobne do Twoich, chyba nawet wydanie było to samo :-), rzeczywiście nie jest to porywająca, zapierająca dech w piersi lektura :-).
Usuń