wtorek, 29 października 2013

Targi Książki w Krakowie - mój pierwszy raz

Pierwszy raz w takiej konfiguracji, bo i na targach już się bywało i w Krakowie jak najbardziej - ale na Targach Książki w Krakowie byłam po raz pierwszy.
Oisaj zanęcił mnie wejściówką, siostrzenica zaoferowała się zostać z dziećmi, a Ola zapewniła dobre towarzystwo, swoje i Alicji. No to pojechaliśmy z mężem.

Przygotowałam się idealnie.

1. Wydrukowałam sobie program spotkań z autorami w salach i na stoiskach. W praktyce zapomniałam o tym wydruku kompletnie, a to, że zdążyłam na spotkanie z Rutą Sepetys, zawdzięczam tylko temu, że natknęłam się niespodziewanie na męża Sardegny i zapytałam, gdzie zgubił żonę.
Zdjęcie pożyczone od Viv, na zdjęciu Ruta Sepetys, tłumaczka oraz Agata Napiórska z Naszej Księgarni. Na stole książka "Szare śniegi Syberii". Moja książka

2. Spakowałam książki na wymianę. Część oddałam i dostałam kupony zniżkowe, z których wykorzystałam tak połowę, resztę oddałam znajomym. Część oddałam i dostałam kupony, za które mogłam wziąć inne książki. Wykorzystałam z tego połowę, resztę kuponów też oddałam. Czyli tak bardziej do tyłu jestem niż do przodu, ale luz na półkach jest nieoceniony.

3. Naładowałam Kindle na podróż. Bez sensu. Zajrzałam tylko na moment.

4. Wydrukowałam identyfikator blogera. Bardzo dobrze. Dzięki temu poczułam się wyjątkowo miło, gdy jedna z pań na stoisku z audiobookami skojarzyła mojego bloga.

5. Wydrukowałam plan stoisk i zaznaczyłam na kolorowo (pożyczyłam kredki Krzysia) osobno audiobooki, osobno stoiska komiksowe, osobno notatniki i osobno resztę. Dzięki temu  udało mi się zwiedzić to, co było dla mnie najważniejsze. Pomysł bardzo dobry.

6. Wydrukowałam sobie schowek z biblionetki, nie to, co poszukuję, tylko to, co planowałam kupić. Wyszło dwie strony, jedna z komiksami, druga z literaturą dziecięcą plus kilka dla mnie.

7. Wydrukowaną listą komiksową wywołałam uśmiech kilku panów ze stoiska... e, nieważne, bo jak zaczęłam od "Dallas Bar", to opadły im witki. No ok. Uświadomili mnie maluczką, że to staroć jak na komis, bo ma kilka lat, że nakłady są małe, że nie opłaca się wznawiać, że jak się nie kupi na początku, to potem już po zawodach. No tak, sama zdążyłam się zorientować, że rynek wtórny komiksów to, w przeciwieństwie do książek,  mało prężny jest. No, są antykwariaty, ale...
Tak czy siak kilka komiksów udało mi się zakupić, miałam chrapkę na więcej, między innymi na komiks trójwymiarowy (boski i obłędny). Ech. Może za rok.

8. Druga lista też się przydała, obskoczyłam Bonę, Zakamarki, Naszą Księgarnię. Zostawiłam tam resztę kasy, która pozostała mi z  pierwszej części zakupów. A nie, zaraz, bo przecież jeszcze wcześniej kupiłam...

9. Notes "Ex Libris" z firmy Leuchturm1917 za śmieszną cenę 30 zł (naprawdę tanio, zerknęłam w necie - tam kosztuje ponad 60 zł), a do tego dostałam gratis szlufkę, która też kosztuje kilka złotych. A wszystko w pięknym trawiastym kolorze, nie do wiary, tych kolorów było całe mnóstwo, dlaczego w necie te notesy są tylko czarne? Wcześniej pogawędziłam sobie z panem ze stoiska, wyciągając z dumą z torebki podręczny notes Leuchtturm Agenda, pan się ucieszył, ja też.

10. Z nadzieją na równie korzystne zakupy popędziłam na stoiska teNeues oraz Czułego Barbarzyńcy, gdzie mają Moleskine, ale oferta nie umywała się do poprzedniego. Trudno.

11. Wzięłam sweter. To nic głupiego, ale po co cały prawie czas w nim łaziłam, to naprawdę nie wiem, na głowę mi musiało nieco paść, że go nie zdjęłam. To znaczy zdjęłam, jak poczułam, że cała jestem mokra. Trzeba było zdjąć od razu i wpakować do plecaka.

12. Mogłam zrobić sobie oprócz identyfikatora kilka wizytówek, wdałam się w kilka rozmów z wydawcami (no, pracownikami), które kończyły się skreślaniem namiarów na siebie naprędce w notesie.

13. Spotkanie blogerów wspominam bardzo pozytywnie przede wszystkim dlatego, że wybrano świetną knajpę ze smacznym jedzeniem. Wybaczcie, że to na pierwszym miejscu, ale byliśmy tak głodni już (od bladego świtu na kanapce i trzech kawach), że pierwsze co zrobiliśmy, to rzuciliśmy się na jedzenie. A blogerzy  - przesympatyczni, uśmiechnięci, rozgadani :) Ściskam was wszystkich! Spotkajmy się jeszcze kiedyś! Przyjedziemy do was za rok, co?

 Dzięki Iza, za zdjęcie. 
Spotkanie blogerów - właśnie mówię "Jestem Agnes, nieuleczalnie uzależniona od książek..."

14. Nie wzięłam aparatu. I właściwie nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Żal, że nie mam ani ćwierć zdjęcia, ale z drugiej strony mogłam się całkowicie skupić na targach, stoiskach, książkach, rozmowach, przepychaniu się łokciami, targowaniu się o ceny książek...

15. Przyjadę na Targi za rok. Przyjedziemy, bo też chciałabym zabrać męża (dzieci to jeszcze nie wiem). Mam nadzieję, że będą w nowym, bardziej przestronnym i wentylowanym miejscu. Ale nawet jeśli nie, to i tak przyjadę. Kraków pobił Katowice na głowę w ilości wydawców. Ale za to Katowice biją na głowę Kraków tym, że mają ŚBK, hehe.

21 komentarzy:

  1. A my poszliśmy na żywioł, książek na wymianę i do podpisów nie targaliśmy (nomen omen), kindla nie brałem , identyfikatora nie drukowałem (ba, nawet koszulki z napisem "Śmieciuszek", zapomniałem), kasę wydaliśmy na dziecięce (a ceny takie, że szybko poszło), zamiast spotkania z blogerami wybrałem rodzinkę :D
    PS. Za rok się nie wybieram :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E no, jak to się nie wybierasz? Dlaczego?

      Usuń
    2. To nie jest świat dla starych ludzi. Z małymi dziećmi. A tak serio, to po prostu przekalkulowałem koszty wyprawy, dodałem konieczność płacenia cen prawie okładkowych (wiem, wiem wydawnictwo też musi itd.) i mi wyszło, że jak zabiorę tego dnia dzieci do pobliskiego lasu, to zaoszczędzonej mamony wystarczy mi na jakieś 8-10 książek :D Mało to romantyczne, ale i same Targi takie nie są, tylko my robimy sobie odpowiednią otoczkę i próbujemy nie zwracać uwagi, że to maszynka do robienia kasy jest :P

      Usuń
    3. Ech, obdzierasz mi targi z tego złotka, na które się cieszę. Masz rację, oczywiście, że masz. Co nie zmienia faktu, że mi się podobało i że chciałabym jeszcze.

      Usuń
  2. Aaaa, jesteś kolejną znaną mi blogerką, której NIE spotkałam na targach! Strasznie żałuję, ale może następnym razem będzie lepiej:) Fajna rzecz te identyfikatory, przestaje się być anonimowym, no i robi się miło, kiedy ktoś cię rozpoznaje:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, zobaczyłam u Ciebie relację, zdjęcia i buzię otworzyłam - to też byłaś? Ech. No nie dało rady, nie dało.
      Identyfikator dobra rzecz.

      Usuń
  3. Przebiegam wszystkie relacje, żeby poczuć tę atmosferę jeszcze raz. To chyba zaraźliwe, bo kto raz pojedzie, to już nie odpuszcza. Widziałam czytelników z dzieciątkami w wózkach (nieprawdopodobne w tym tłumie!), staruszków z laskami (to ja za kilka lat), niewidomych... Koniec świata:) O identyfikatorach nie słyszałam... Dobry pomysł:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak czytam te relacje, pilnie oglądam zdjęcia - fajnie było. Musimy się koniecznie spotkać za rok, może jeszcze bez laski, ale z identyfikatorem ;)

      Usuń
  4. no jak bez aparatu ????? no jak?????? nieeeeeeeeeeeeeeeee tak nie wolno :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karla, niby głupio, ale jednak aparat swoje waży (mam ciężkawą lustrzankę). Wolałam w to miejsce targać książki :)

      Usuń
  5. Tak kusisz, że za rok przyjadę. Z drugiego końca Polski, ale co tam... Szkoda, że to miejsce nie bardzo nadaje się do tego, by przyjechać z dziećmi, gdyż moje maluchy też lubią taki klimat okołoksiążkowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kuszę? Bo wiesz, tam było mnóstwo książek, a ja lubię książki :)

      Usuń
  6. Niestety ja byłam tylko raz na takich dużych targach książki i to w Warszawie. Super sprawa, niestety wyprawa do Krakowa byłaby bardzo kosztowna, a szkoda bo ponoć te krakowskie tragi są lepsze niż warszawskie. ja bym pewnie przede wszystkim polowała na autografy ;)
    Jak Ci się podobał Phongjang? Udało mi się kupić Kroniki Brimańskie, pamiętasz kiedyś mi pożyczałaś? Teraz czekam jak przetłumaczą Shenzhen. Dallas Barr pojawia się bardzo rzadko w drugim obiegu i jego cena to ok. 200 zł, podobnie jest z pierwszym tomem Sambre. A ten komiks w 3D tez mam zamiar sobie kupic, tylko nie wiem czy w tym miesiącu. Wygląda fajnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autografy nie są mi niezbędne, poluję, gdy mocno mi się autor podoba. To znaczy twórczość, niekoniecznie autor.
      Phonjang - ależ jeszcze nie czytałam, będę sobie dawkować, tak rzadko kupuję nowe komiksy, że muszę... :) Birmańskie pożyczałam, Ty mi też parę pożyczyłaś. I to lubię.
      Mówisz, że cena za "Dallas Bar" 200 zł? Uch. No to może, jak opchnę za tyle Moersa (któryś tom też za tyle lata po allegro).

      Usuń
    2. A nie szkoda Ci będzie niebieskiego misia? Przyznam, że ja nie słyszałam o tym cyklu, dopiero po Twoim wpisie poszperałam w necie. Ja zaszalałam i kupiłam sobie trzy tomiszcza Fistaszków (wiem, wiem, że nie lubisz) i też sobie dawkuję :)

      Usuń
    3. Szkoda. Dlatego wcale nie wiem, czy zrealizuję taki pomysł :)
      Z drugiej strony - to tylko książka i w dodatku już ją przeczytałam...

      Usuń
  7. nr 4 było mi bardzo miło:)
    Pozdrawiam
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, to Ty! Cieszę się bardzo, że zaglądasz :)

      Usuń
    2. zaglądam i pamiętam, skontaktuję się w najbliższym czasie jak ogarnę najpilniejsze rzeczy:)
      P.

      Usuń
  8. Bardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń