poniedziałek, 21 kwietnia 2014

ŚBK: Kulinarne inspiracje


Dziś blogerzy książkowi ze Śląska piszą o tym, jak literatura wpływa na kuchnię. Oczywiście, u każdego można zapewne znaleźć książkę kucharką, ale ja temat potraktowałam tak - czy książka beletrystyczna zainspirowała Cię do popełnienia jakiejś potrawy?

Otóż tak. Kiedy czytałam kryminał Aleksandy Marininy "Męskie gry", jedna z bohaterek na targu kupowała kurczaka i zieleninę, żeby zrobić czachochbili.
Czachochbili to kurczak (kawałki) smażony na patelni, do tego na tej samej patelni robi się sos z pomidorów i cebuli i różnych przypraw.


 Czachochbili - kurczak w pomidorach i cebuli
1. Piersi z kurczaka (tzw. filety) kroimy w długie paski, przekładamy do miski; marynujemy w oleju, doprawiając solą, pieprzem, posiekaną ostrą papryczką, ząbkiem posiekanego czosnku, roztartymi ziarnami kminu rzymskiego i dużą ilością posiekanej świeżej kolendry, całość mieszamy i odstawiamy, aby składniki się dobrze przegryzły - nie miałam kminu, więc dodałam jakieś inne przyprawy. Moim zdaniem najważniejsza jest kolendra, reszta przypraw to jak ktoś lubi.
2. Sparzone i obrane ze skórki pomidory kroimy w duże kawałki, a cebule w grube plastry.
3.  Na rozgrzaną patelnię wykładamy zamarynowanego kurczaka i podsmażamy go na złoty kolor z obu stron; następnie odstawiamy mięso w ciepłe miejsce i na tej samej patelni smażymy cebulę; gdy ta już się zeszkli, przekładamy ją do kurczaka; na patelnię wrzucamy pomidory, doprawiamy solą, pieprzem i roztartym kminem rzymskim, dolewamy trochę wody, masła, posypujemy posiekaną świeżą kolendrą oraz bazylią i chwilę dusimy; do podduszonych pomidorów dodajemy  usmażonego kurczaka i cebulę; przykrywamy i dusimy przez 10 minut. 



Przepis i zdjęcie ze strony http://www.tvp.pl/

Tę gruzińską potrawę podaje się ze specjalnie upieczonym chlebkiem, w moim wydaniu to była bagietka. Nie mam swoich zdjęć potrawy, bo znikła błyskawicznie, ale zapewniam - przepyszna!

Jeśli chodzi o inne książki, muszę wymienić "Zupę z granatów" Marshy Mehran, w której jest mnóstwo przepisów i które skrzętnie sobie przepisałam do zeszytu, bo książkę oddałam koleżance. Polecam dolmie - gołąbki z liści winogron, ryżu, mięsa i mięty. Coś wspaniałego, zarówno na ciepło, jak i na zimno.

Kiedy czytałam "Koty, które..." co rusz natykałam się na kulinarne ciekawostki i potrawy, a już całkiem na kolana powalił mnie "Kot, który lubił sery" - aż sobie te wszystkie sery zebrałam w jednej notce, cóż za bogactwo! Uwielbiam brie, ale boli mnie po nim wątroba (czy inna wnętrzność), więc rzadko sobie pozwalam.

Albo śniadanka u Lori - zobaczcie sami u "Kota, który przyszedł na śniadanie".

Znów kryminał, tym razem E.S. Gardnera i wspaniałe śniadanie Masona - "Sprawa nerwowej żałobniczki" .

Mniam. I jeszcze jedna książka, która może posłużyć jako inspiracja - "Kot alchemika" Moersa. Nie dość, że świetna lektura, to jeszcze widać, że autor zna się na gotowaniu. Albo na jedzeniu. Albo na tym i na tym.

Na koniec - apel. Od dawna chodzi mi po głowie książka "Zupa Franza Kafki: Historia literatury światowej w 14 przepisach kulinarnych" Marka Cricka. Może ktoś ma do pożyczenia?

Bo lubię, po prostu lubię takie kulinarne smaczki w książkach, jak
"Trzynaście dni wcześniej panna March wstała jak zwykle o siódmej i zaczęła dzień od filiżanki bardzo gorącej kawy ze śmietanką i łyżeczką brązowego cukru. Zawsze uważała, że biały jest ordynarny w smaku, natomiast gruby, pachnący melasą cukier trzcinowy o lekko dymnym posmaku przywodził jej na myśl słońce, rozgrzane drewno i dalekie egzotyczne kraje, o których tylko czytała".
"Morderstwo na mokradłach" Sasza Hady


2 komentarze: