sobota, 11 czerwca 2016

"Powstanie. Za dzień, za dwa" Marzena Sowa, Krzysztof Gawronkiewicz


To nie jest nowy album, ale mocno mnie zainteresował. Znów objawił się czytelniczy ciąg, czyli jedna książka pociąga za sobą drugą, ta trzecią... i robi się łańcuszek. Po "Powstanie" sięgnęłam, bo miałam w słuchaniu "Legion" Cherezińskiej, więc czasy wojenne mocno we mnie tkwiły. Jak niektórzy pewnie wiedzą, temat powstania w "Legionie" jest ledwo zaznaczony, więc pomyślałam sobie, że uzupełnię sobie ogląd korzystając z innych źródeł.

Album Gawronkiewicza i Sowy (tak na marginesie dobrała się ta para ornitologicznie, nie ma co) właściwie nie opisuje powstania. Zresztą mówi o tym tytuł "Za dzień, za dwa". Powstanie wybuchnie lada moment, a póki co mieszkańcy Warszawy próbują dać sobie radę w okupacyjnym życiu.

Bohaterami komiksu są Alicja i Edward, zakochani w sobie młodzi ludzie. Siostra Ali, Krysia, ma niedługo wziąć ślub. Rodzice dziewcząt za wszelką cenę próbują zachować jakieś pozory normalności, szykują wesele, myślą o gościach, o sukni panny młodej. Widać jedna to napięcie, udrękę ludzi niepewnych jutra – i wcale nie chodzi mi tutaj o powstanie, tylko o to, że Niemcy w Warszawie mieli władzę absolutną nad życiem jej mieszkańców.

Zdaję sobie sprawę, że powstanie było mocno dyskusyjne (ba, dalej jest), miało swoich zwolenników i przeciwników. Pomijając jednak wszelkie taktyczne, polityczne i strategiczne powody, to tak sobie myślę, że ludzie mieli zwyczajnie dość zniewolenia i chcieli choć przez chwilę poczuć otwarte niebo nad sobą.


Pani Sowa prowadzi narrację tak, że mimochodem, między kadrami, dowiedziałam się wielu rzeczy o stolicy. Niektórzy jej mieszkańcy skupili się na tym, żeby przetrwać. Inni całą swoją energię skierowali na walkę, na sprzeciw. Jeszcze inni chcieliby jakoś się wykazać patriotycznie, ale brak im energii i odwagi. W krótkich etiudach obejrzałam, jak się ukrywało Żydówkę w mieszkaniu; jak trudno było, gdy polska dziewczyna zakochała się w Niemcu (a może Austriaku, kto go tam wie); a także o polskim podziemiu, gdzie konspiratorzy wychodzili rano z domu i nie wiadomo było, czy wrócą wieczorem.

A wszystko to pokazane na delikatnych, przykurzonych jakby kadrach, przypominających stare, sepiowe
Źródło: alejakomiksu.com
fotografie. Najwięcej uwagi przy czytaniu i oglądaniu poświęciłam twarzom. Rysowane delikatną kreską, wszystkie są takie skupione i poważne. Czujne. Napięte. Nie tracą tego wyrazu nawet w nielicznych chwilach zabawy czy odpoczynku.

Warszawa zaś jest zwyczajnie smutna. Gawronkiewicz skąpi kolorów, za to nie szczędzi szczegółów. Samotne krzesło na środku ulicy, dziecko zwisające z trzepaka głową w dół (oczywiście ma czujną i napiętą twarz), jabłko leżące na stole. Są też elementy jakby spoza czasu i przestrzeni, symboliczne: wielka czerwona gwiazda Dawida nad gettem, czy wizerunek anioła czuwającego nad dwojgiem dzieci.


Bardzo już chciałabym zerknąć na kolejną część. Zobaczyć, jak autorzy przedstawią Powstanie Warszawskie. Ta chwila zrywu Polaków w obronie swojej ojczyzny odsuwa się od nas coraz bardziej w czasie. Zapominamy. A ja nie życzę sobie zapomnieć.

P.S.1. Trafiłam ostatnio przypadkiem na program w TV prowadzony przez Radosława Kotarskiego, którego tematem była Warszawa czasów okupacji. Ależ wspaniale mi uzupełniła komiks! Kotarski omawiał ruch oporu i jego przejawy, czasem zupełnie nieznaczne, ale jednak znaczące. Grafitti na ścianach, roznoszenie ulotek, podpalenie wielkiej litery V, rozlepianie wydrukowanych dowcipów, wpuszczanie gazu do kin, nauczanie na tajnych kompletach – to wszystko jest w „Za dzień, za dwa".




P.S. 2. Ten wspomniany wcześniej ciąg to chyba zaczął się wcześniej niż "Legion", bo od "Pamiętnika Blumki" i "Ostatniego przedstawienia panny Esterki".

Bardzo dziękuję za album Kulturze Gniewu.


"Powstanie. Za dzień, za dwa" scenariusz Marzena Sowa, rysunki Krzysztof Gawronkiewicz, Kultura Gniewu, Warszawa 2014.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz