wtorek, 6 czerwca 2017

"Dzień dobry, północy" Lily Brooks-Dalton

W antologii opowiadań "Science Fiction" Powergraphu jest opowiadanie pod tytułem "Godzina nadawania" Michała Cetnarowskiego. Opowiadanie niezbyt długie, ale o stosownym ciężarze gatunkowym: jedna osoba na ziemi, jedna w kosmosie a wokół pustki apokaliptycznej makabreski. Człowiek osamotniony wariuje, ale jeśli ma chociaż jedną osobę, z którą może pogadać, wtedy ocali zdrowe zmysły i chyba też duszę...

W "Dzień dobry, północy" mamy podobny zamysł. Jedna osoba na Ziemi, druga (właściwie więcej, ale w dialogu liczy się jedna) w kosmosie, czyli na statku kosmicznym. Mają ze sobą nikły, ale systematyczny kontakt.


Ziemska strona tego dialogu to Augustine Lofthouse, starszy już mężczyzna, naukowiec astronom, który przebywa w obserwatorium Barbeau w Arktyce.  Inni naukowcy zostali ewakuowani przez wojsko jakiś czas temu z powodu wojny, on został, woląc obserwować gwiazdy niż ratować życie. Jakiś czas po tym, gdy zostaje sam, odkrywa, że w bazie naukowej został ktoś jeszcze. I tak radzą sobie jakoś w dwójkę z chłodem, samotnością, brakiem słońca, nadmiarem słońca oraz całkowitą ciszą w eterze. Nie wiadomo, co stało się z ludźmi, nie wiadomo, co to była za wojna, kto z kim walczył. Nie wiadomo nic. Augustine tak naprawdę przyjął to obojętnie. Ze względu na wiek to miała być jego ostatnia misja badawcza.
"Nawet przed ewakuacją reszty naukowców, przed tą dziwną ciszą i przypuszczalnym kataklizmem - jeszcze przed tym wszystkim przybył tu, żeby umrzeć".[*]
Coś jednak zmieniła obecność drugiej osoby, za którą czuł się odpowiedzialny.
"Pragnął dla niej czegoś innego - więzi, miłości, wspólnoty". [*]

Dlatego naukowiec uruchomił skaner częstotliwości w radiostacji, szukał na różnych zakresach, wysyłał zapytania i czekał na odpowiedź. Aż wreszcie zdecydował o przenosinach do stacji pogodowej nad jeziorem Hazen, licząc, że stacja ma lepszy nadajnik. Wyprawa opłaciła się, bo Augie nawiązał kontakt.

W tym samym czasie do Ziemi zbliża się statek kosmiczny "Aether", wracający z misji badającej Jowisza i jego księżyce. Sześcioosobowa załoga początkowo w euforii świętuje sukces misji: bezpośrednia obserwacja gazowego olbrzyma, próbki skał księżycowych, zdjęcia, wykresy, ogrom danych. Kiedy jednak Ziemia nie odpowiada na ich próby nawiązania łączności, nastrój gwałtownie się ochładza. Astronauci są zdezorientowani, ta cisza jest dla nich czymś zupełnie nieoczekiwanym, nie obejmują tego żadne procedury, NIC. Można się załamać. Wtedy jedna z kosmonautek, Sully, nawiązuje kontakt...

Tak, łatwo się domyślić, że Augie i Sully rozmawiają radiowo. Właściwie żadne z nich nie ma nic praktycznego do zaoferowania rozmówcy. Oboje tak samo gubią się w przypuszczeniach i domysłach. Sally jednak przez mrok kosmicznej otchłani podaje Augustinowi rękę, którą ten może uścisnąć.

Cała książka jest tak naprawdę opowieścią o wnętrzu człowieka. Tak Augie, jak i Sully wspominają całe swoje życie, analizując swoje wybory i motywy. Dociekają, co by się w ich życiu zmieniło, gdyby kiedyś nie zdecydowali, że podążą za gwiazdami, wszystko inne odsuwając na bok. Co tak naprawdę w życiu jest najważniejsze: rodzina czy pasja? Na to pytanie nigdy nie ma właściwej odpowiedzi...

Skusiła mnie w tej książce wizja apokaliptycznej zagłady. Okazało się, że zagłady... nie ma! To znaczy jest, ale nic o niej nie wiemy. Dostałam za to powieść rozliczeniowo-filozoficzną, opakowaną w piękne okoliczności przyrody. Czy mnie to usatysfakcjonowało? Tak i nie. Tak, bo autorka pisze pięknie o człowieku, o jego rozterkach, o potrzebach, o samotności i uczuciach. Nie, bo to wszystko jest jakiś rozmyte, mgliste,  rozpływające się. Brak mi konkretu, który mogłabym mocno uchwycić, schować w szufladce z napisem "Dzień dobry, północy" i od czasu do czasu do niego wracać.

Za pożyczenie książki bardzo dziękuję Karolinie, a tu jest jej opinia o tej powieści.

---
[*] "Dzień dobry, północy" Lily Brooks-Dalton , przełożyła Magdalena Słysz, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2017, s. 93.

Dzień dobry, północy [Lily Brooks-Dalton]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

4 komentarze:

  1. Jakoś odrzuca mnie to, że są same domysły. Według mnie zdecydowanie lepiej, by było gdyby choć coś byłoby wiadomo i z urywków czytelnik mógłby sobie skleić wizję tej zagłady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem, że byłam podobnego zdania. Ale pomyślałam sobie, że autorka chciała się skupić na innym aspekcie niż apokaliptyczny i dlatego tak dokładnie, prawie do czysta, wyrugowała go z powieści.

      Usuń