Zaintrygował mnie ten tytuł, umiejętnie reklamowany - wciągający thriller, odludne pustkowie, ludzie, którzy nie mają do siebie zaufania, dramaty... Najbardziej pociągało mnie miejsce akcji: Sarek, najstarszy park narodowy w Europie, położony w szwedzkich górach, zimny, bezludny, nieprzystępny. Wietrzyłam tu "zimną" książkę, dlatego ją przeczytałam.
Mamy w książce czworo bohaterów. Oszczędnie. A i H, długoletnia para, M, przyjaciółka obojga, oraz J, jej nowy chłopak. Wybierają się w góry, bo lubią wędrować, mają już ustaloną trasę, aż tu nagle w pociągu J proponuje całej grupie Sarek. Trudny, wymagający, ale i satysfakcjonujący. Toteż pozostali zgadzają się, z oporami, ale się zgadzają.
Na szlaku dzieje się coraz gorzej. H nie nadąża, A czuje się zagrożona, J dominuje, a M na wszystko się zgadza. Dochodzi do wydarzeń naprawdę wstrząsających, groza narasta, poziom wzajemnej agresji też i w końcu ktoś ginie...
Tylko że ta przerażające relacja pochodzi z ust jednego tylko z uczestników wydarzeń. A co, jeśli jego osąd sytuacji różni się mocno od rzeczywistości? Albo, co gorsza, sam tę rzeczywistość przekształca i aranżuje?
Z pewnością to całkiem zgrabny thriller, z zaiste nietypową scenerią i zakończeniem, ze smutkiem muszę jednak przyznać, że czytanie nie sprawiło mi takiej frajdy, jakiej oczekiwałam. Czyżby za mało zimna książka? A może te ludzkie dramaty zepsuły i zohydziły piękne okoliczności przyrody? Lub też zabrakło tej iskry między tekstem a czytelnikiem?
Cóż, nie wiem.
"Sarek" Ulf Kvensler, tłumaczyła Emilia Fabisiak, Marginesy, 2024.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz