"Zbrodnia to niesłychana,
pani zabija pana"[1].
Zawsze mi się to zdanie ciśnie do głowy, jak biorę kryminał Katarzyny Kwiatkowskiej do ręki. Te retro kryminały bardzo pasują do powyższego cytatu (niezależnie od tego, czy trupem pada pan czy pani).
Wszystkie książki autorki stanowią zgrabny cykl, którego główną postacią jest Jan Morawski lub, w jednym przypadku, Konstancja Radolińska. "Zbrodnia w szkarłacie" jest w tym cyklu umiejscowiona wszędzie. Czyli nie ma w niej wyraźnych odniesień, które by ustawiały powieść w konkretnym miejscu na osi czasu głównego bohatera. Przyznam, że to bardzo zręczne posunięcie, bo pozwala czytelnikowi zapoznać się z Janem Morawskim bez dyskomfortu, że to już czwarta część, a poprzednich się nie czytało. Spokojnie. Można zacząć od tego tomu i będzie dobrze.
O Janie Morawskim pisałam już w notce o "Zbrodni w błękicie". W "Zbrodni w szkarłacie" przybywa do majątku Jeziory, by znaleźć skarb. W majątku jest panienka na wydaniu, Helena, której narzeczony niecierpliwie przestępuje z nogi na nogę, wyglądając ślubu, a która za mąż iść nie chce, bo nie ma posagu. Majątek zaś bardzo bardzo zadłużony i nawet nie ma skąd na posag pożyczyć. Wiadomo jednak, że dziadunio panienki zostawił dla niej skarb, ukrył i zaszyfrował miejsce ukrycia. Tak dobrze zaszyfrował, że nijak nie można skarbu znaleźć, próbowali wszyscy Jezierscy, bezskutecznie, dlatego zawezwali Jana, specjalistę od rozwiązywania zagadek. Janowi, niestety, też nie idzie najlepiej.
Ach, pewnie dlatego, że tyle się dzieje w majątku i to wszystko go rozprasza: gospodarzom na głowie siedzi kapryśna krewna z pasierbicą, do Jezior przybywa lichwiarz z pretensjami, w najlepsze trwa remont, panienka odwołuje ślub....
... i pada strzał!
W końcu Jan może wykazać się bystrością umysłu, jakoś to lepiej mu idzie niż poprzednie zadanie. Ale uwaga, ma konkurenta, pruskiego urzędnika, czyli detektywa Niemca. Morawski musi rozstrzygnąć, co mu się bardziej opłaca: współpraca czy działania na własną rękę? Próbował jednego i drugiego, ale chyba jednak... a nie, tego już zdradzać nie będę. W każdym razie bardzo ładnie fabularnie to autorka ujęła, problem "pracy" z przedstawicielem wrogiego narodu.
Jeszcze wielkie ukłony za fantastyczny zabieg z zapiskami panny na wydaniu. Genialne!
Podczas czytania pilnie rozglądałam się za czymś na miarę drylowanych porzeczek. Znalazłam opis zawartości spiżarni, ach, czegóż tam nie było!
"W skrzyniach i workach spoczywały kasze, mąki, suszony groch, fasola i soczewica, obok nich stały gary powideł, beczułki solonego masła, a także obowiązkowe beczki z zasolonymi ogórkami i kiszoną kapustą, bez których nie mógł funkcjonować żaden polski dom. Półki uginały się pod ciężarem butelek z sokami, garnków z konfiturami, słojów z marynatami, baniek z miodem, olejem, smalcem, zakwasami i octami domowymi, a z sufitu zwieszały się połcie słoniny, wędzone szynki, wędliny, półgęski i wianki suszonych grzybów" [2].
Przygotowywany ślub dał okazję do zaprezentowania w powieści, jak wyglądała taka impreza, co się zamawiało i przygotowywało. Ach, potrawy, napoje, słodycze, torty, nakrycia do stołu, wyprawa panny młodej, bielizna pościelowa, stroje, fryzury.. Wszystko to arcyciekawe dla mnie.
Nie ograniczyła się jednak pani Kwiatkowska do intrygi kryminalnej i wątków towarzyskich. Mocno widać tu tło społeczne. Bo wiecie, to nie było tak, że właściciele majątków gospodarowali sobie, brali śluby i składali sobie wizyty.
Wciąż trwała walka pomiędzy Polakami i zaborcami, cicha wojna gospodarsko-patriotyczna. Walka o to, by nie oddać Niemcom ani kawałka ziemi, nie sprzedać, nie oddać w zastaw, trzymać się polskiej ziemi do upadłego. Nierzadko trzeba było uciekać się do pożyczek, niestety, można było wpaść w pułapkę lichwiarską, jak właściciel opisywanego majątku. Można było jednak liczyć na sąsiadów i znajomych, którzy ratowali choćby wiedzą prawniczą, wykorzystując każdy kruczek, by ratować polskie ziemie przed przekazaniem w obce ręce. To naprawdę wzruszające.
Patriotyzm.
Dziś to takie chyba niemodne słowo - a właściwie nie do końca niemodne, a raczej wprawiające w zakłopotanie. Bo jak dziś okazywać patriotyzm, jak nie można iść na wojnę i własną piersią bronić ojczyzny? Wywieszać flagę?Może warto poczytać o tym, jak to słowo rozumieli nasi pradziadowie, warto spojrzeć wstecz.
Bardzo dziękuję autorce oraz wydawnictwu Znak za możliwość przeczytania książki. Pani Katarzyno - wielkie ukłony za pracę włożoną w powieść, widać na tych blisko czterystu stronach, że dogłębnie zbadała pani tę epokę. Dziękuję także za mapkę i plany pomieszczeń, świetny dodatek.
Polecam mocno!
---
[1] "Lilije" Adam Mickiewicz
[2] "Zbrodnia w szkarłacie" Katarzyna Kwiatkowska, Znak, 2015, s.119
No!! w Końcu Autorka zdobywa rozgłos, ja uwielbiam Jej kryminały, kocham Jana, nieformalnie prezesuję jego fanklubowi. No kocham!!
OdpowiedzUsuńTo ja się wpisuję do fanklubu! A właściwie to założyłam własny, w mojej recenzji "Zbrodni w szkarłacie", tylko że ona ukaże się dopiero w okolicach premiery. :) Chociaż Jan nie istnieje bez Mateusza, więc ten fanklub to jakby podwójny.
UsuńA jest fanklub Konstancji? Bo wiecie, Jan Janem i Mateusz Mateuszem, ale Konstancja to niezwykle rezolutna kobieta i też jej się fanklub należy... :)
UsuńJa osobiście jednak Jana wolę. :P
UsuńTo teraz będę poszukiwała książek pani Kasi, bo obok tej pozycji nie będę mogła przejść obojętnie ;)
OdpowiedzUsuńTa wyżej opisana będzie dostępna dopiero w sierpniu, taka informacja widnieje na stronie wydawnictwa. Miała być wcześniej, na pewno, nie wiem, skąd się wzięło opóźnienie.
UsuńAle są inne książki pani Katarzyny, równie dobre. :)