niedziela, 14 marca 2010

"Kot alchemika" Walter Moers

Kolejna książka z cyklu camońskiego, wydana w Polsce z kompletnym chyba zignorowaniem kolejności pisania. Ale akurat w tym przypadku nie ma to większego znaczenia.

Mamy tu miasto Sledwaya, wyjątkowo dziwne miasto, gdzie królują choroby i niemoc. Mieszkańcy wciąż niedomagają, wciąż się leczą, a najliczniej reprezentowaną grupą zawodową w mieście są aptekarze. Za ten stan rzeczy odpowiada przeraźnik Eisspin. Gwoli wyjaśnienia - przeraźnik to jakby czarnoksiężnik, ale tłumaczka wierna była konwencji z poprzednich książek Moersa, gdzie zwykłe czarownice zostały przeraźnicami. Zaraz, nie całkiem czarnksiężnik, ale do tego jeszcze alchemik. Zły alchemik (a bywają dobrzy?), paskudny wręcz, okropny! Swoimi tajemniczymi sposobami rozsiewa po mieście trujące opary, zarazki i mikroby, zatruwa studnie, komponuje przerażającą muzykę, która powoduje wzrost samobójstw w mieście (jak przy halnym) - a do tego wszystkiego ma z tego kupę radochy. Uczciwy, pełnokrwisty czarny charakter jak się patrzy.

I taki typek natyka się na kotka, właściwie krotka (różni się od zwykłych kotków tym, że umie mówić) biednego, małego, zagłodzonego, bezpańskiego krotka. Już truchlejemy ze strachu, że zrobi mu coś okropnego, kopnie, zatłucze na śmierć czy coś. Ale oto przeraźnik bierze krotka na ręce i oferuje mu dom - szok, zaskoczenie, jak to?
Spokojnie. Wszystko w porządku, szwarccharakter jest szwarccharakterem, a przygarnięcie i uratowanie od śmierci głodowej krotka ma swój okrutny cel. Bohaterowie zawierają bowiem umowę: przeraźnik przez miesiąc będzie karmił krotka, a ten w zamian po upływie miesiąca da się ukatrupić. O, nie dla samego ukatrupienia! Szalony alchemik pożąda tłuszczu wytopionego z ciała upasionego kociaka, jest to wszak szczególna alchemiczna gratka.

Cały miesiąc towarzyszymy krotkowi podczas jego pobytu w domu Eisspina, obserwujemy jego rezygnację i apatię, a potem liczne zrywy  niepodlegościowe, do tego mamy sporą porcję smakowitości (Eisspin gotuje bowiem jak anioł) oraz wyjątkowo pouczające rozmowy więźnia i alchemika. Co stanie się, gdy upłynie rzeczony miesiąc, dowiecie się z książki (a akcja zawrotnie przyspiesza pod koniec, nie mogłam się oderwać), jeśli zdecydujecie się ją przeczytać, a polecam, polecam mocno.

Jedyny mankament, jaki mi pozostał z czytania, to to, że nie wiem,co to jest poszerowanie - słowo użyte, oczywiście, w kontekście kulinarnym, między passerowaniem a pralinkowaniem.

Ocena: 5/6

9 komentarzy:

  1. No to mnie zachęciłaś. Po pierwsze: właśnie kończę koci weekend i nie wykluczam, że może jeszcze kiedyś taki będzie (jestem na etapie zbierania lektur), po drugie: fabuła jest naprawdę intrygująca, nie wiem, czy skojarzenia z Jasiem i Małgosią jest uzasadnione:)?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham koty. Myślę, że gdyby potrafiły mówić powiedziałyby nam dużo więcej rozsądnych rzeczy niż niektórzy ludzie.
    Tylko gdzie wcisnąć kolejną pozycję skoro lista lektur już pełna po brzegi, a i dużo już przemyciłam obok?
    Dla takiej pozycji chyba zrobię kolejny wyjątek :)
    Choćby dlatego, że przywodzi mi nieco na myśl "Gwiezdny pył", czy uwielbionego przeze mnie Pratchetta.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Scarletko - zdradzisz, co wchodziło w skład kociego weekendu?
    Jaś i Małgosia - tuczenie, a jakże. :)
    Claudette, a masz kota?
    Ja mam, czarnego, diabeł wcielony :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Polecasz tego Moersa i polecasz, a ja co pójdę do biblio i stanę przed tymi wielkimi tomiskami, to rejteruję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Koteczek! Wygląda na to, że muszę po tę książkę sięgnąć. Zwłaszcza ze względu na to końcowe przyspieszenie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Agnes! A czy dużo tam tego jedzonka? Czy jest bardzo ważnym składnikiem powieści?
    Ja jeszcze też nic Moersa nie czytałam, chociaż na półce "Miasto śniących książek", które kupiłam kiedyś, gdzieś, na jakiejś wyprzedaży, po to, by zasiąść do niej kiedyś i gdzieś...

    OdpowiedzUsuń
  7. Bazylu, no proszę Cię, przecież nie boisz się grubych i ciężkich tomów, co? Swoją drogą "Kot alchemika" z tych wszystkich jego autorstwa jest najcieńszy, więc może od tego zacznij?
    Marpil, jedzenie jest wyjątkowo istotne. W książce, oczywiście. To coś, co przykuwa (między innymi oczywiście) krotka do alchemika, więc musi być wyjątkowe.

    OdpowiedzUsuń
  8. Na razie mam parę sztuk na półce i nie mogę się oderwać od Huberatha :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Aha, więc to jest Moers. Brzmi bardzo zachęcająco, nie wiem, jak to możliwe, że wcześniej się na niego nie natknęłam. Muszę dorwać tego krotka (z ogromną nadzieją, że jednak mu się krzywda nie stanie).

    OdpowiedzUsuń