wtorek, 23 marca 2010

"Opowieści o Johnnym Maxwellu" Terry Pratchett

Terry'ego Pratchetta raczej przedstawiać nie trzeba, bo jego Świat Dysku jest dość znany i popularny. Przedmiotowe "Opowieści" nie są z tego nurtu, przeznaczone są dla młodszych czytelników, co wcale nie znaczy, że starszemu czytelnikowi się nie spodoba, bo na przykład mnie spodobało się i polecam.

Tom dzieli się na trzy książki, każda ma wspólnych bohaterów, tylko przygoda w każdym jest inna.

Pierwsza część to "Tylko ty możesz uratować ludzkość". Ludzkość w tym przypadku to nie ludzkość taka, jaką znamy, tylko populacja stworków znanych z gier komputerowych, tych, co to najeżdżają na Ziemię i trzeba je wytłuc do ostatniego zielonego ogona, żeby ocalić Ziemię. Nic dziwnego, że mają tego dość i chcą do domu. Jedynym, który słyszy ich wołanie o pomoc, jest Johnny. No jak zwykły chłopak ma uratować całe rzesze "obcych", kiedy nikt mu nie wierzy, a nowi gracze wciąż kupują/pożyczają/piracą grę i walą w biedne stworki bez opamiętania. No bo jak wierzyć w takie dziwactwo w ogóle? Otóż to. Jak się nie uwierzy, to nie ma ratunku, nie ma też frajdy z czytania. Albo skaczemy na głęboką wodę i dajemy się porwać, albo nie. Ale jak nie, to nie bierzmy się za tę książkę.

Tak samo jest z drugą częścią: "Johnny i zmarli". Tym razem o pomoc do głównego bohatera zwracają się zmarli z miejskiego cmentarza. Korporacja chce im bowiem wyszarpać spod nóg (czy tam tułowi) miejsce wiecznego spoczynku, budując na cmentarzu biurowiec. I znów Johnny musi dać sobie radę z tym problemem - bo tylko on widzi i słyszy zmarłych. Na szczęście ma paczkę przyjaciół, którzy mu pomagają.

Trzecia część, "Johnny i bomba", podobała mi się najbardziej. To przez nieoczekiwane podobieństwo do książki Connie Willis "Nie licząc psa", czyli o podróżach w czasie. Tu Pratchett rozwija skrzydła wyobraźni, kręci i lawiruje ze światami równoległymi, skacze to tu, to tam, albo też tu, tylko pięć minut wcześniej. Dzieje się, oj dzieje.

W całym tym cyklu dostrzegam też jakieś podobieństwo do "Wielkiej, większej i największej" Broszkiewicza czy "Ci z Dziesiątego Tysiąca", dzieci mają przygody, dzieci myślą niekiedy rozumniej i doroślej niż dorośli, więcej dostrzegą, bardziej się przejmą tym, co się wokół nich dzieje. A my, dorośli, z wiekiem tracimy tę cechę.

Ocena odpowiednio: 4,5/6; 4,5/6; 5/6.

2 komentarze:

  1. Kurczę, a my już kupiliśmy książki do biblio :( Ale Kitek ma w kwietniu urodziny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Broszkiewicza :) Do dziś mi się cichcem zdarza czytać. Pratchetta uwielbiam, ale za "Świat Dysku". Z Johnnym wygrywa Broszkiewicz :)

    OdpowiedzUsuń