poniedziałek, 1 listopada 2010

"Żona piekarza" Marcel Pagnol

To nie jest powieść, to sztuka, jak te szekspirowskie. Prozą jest napisany wstęp, czyli "jak do tego doszło, że powstało to dzieło". Zabrzmiało ironicznie, co? A nie powinno, bo dostajemy, oprócz sztuki właściwej, jeszcze jedną opowieść. Też o piekarzu i jego żonie, niby to samo, a jednak całkiem inaczej.

Historia piekarza, który ze zgryzoty po zniknięciu żony odmawia pieczenia chleba, dopóki żona się nie znajdzie - w szukaniu uczestniczy więc cała wioska, przerażona wizją głodu - nie jest skomplikowana. Ale sporo zawiera. Czytamy o miłości, o zdradzie, o przebaczaniu, o wstydzie, grzechu... Hm, jak tak czytam to, co napisałam, to same poważne, ciężkie gatunkowo słowa! A przecież sama sztuka taka nie jest. Jest lekka, dowcipna, w niektórych miejscach łobuzersko uśmiechnięta. Pod płaszczykiem niefrasobliwości przemyca właśnie te poważne sprawy.

Ocena: 4/6.

4 komentarze:

  1. Takie historie z życia wzięte podane bez nadęcia są dobre w czytaniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też zaskoczyło mnie, iż jest to sztuka, gdy wzięłam do ręki jeden egzemplarz w księgarni.

    I chociaż sztuki wolę na scenie, a nie na papierze, to dla "Żony piekarza" zrobię wyjątek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak sobie pomyślałam, że warto by od czasu wziąć do ręki coś innego, choćby Szekspira właśnie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    przychodzę tu z BIbLIONetki.
    Nie będę ukrywał (BO PO CO:P?), że blog bardzo, bardzo ciekawy:)
    Wyszukałem tutaj już, tak z marszu, kilka ciekawych tytułów!

    OdpowiedzUsuń