środa, 7 sierpnia 2013

"Autopamflet" Jan Gerhard - nie mam zielonego pojęcia, dlaczego to przeczytałam


Zaznaczyłam sobie podczas czytania kilka fragmentów, a kiedy nadszedł czas skreślenia kilku słów o lekturze, zajrzałam do nich. Zawsze to jakiś punkt zaczepienia. Niestety, żaden z fragmentów nie wytrzymał próby czasu. Powieść zresztą też nie. Już podczas czytania nie wytrzymywała. Dlaczego?
Bo to taki trochę bełkocik jest, który do mnie nie przemówił, niestety.

Narrator, człowiek w słusznym już wieku, wywnętrza się przed czytelnikiem, opowiadając o swoim życiu. Narrator w głębokiej pogardzie ma chronologię, równie lekceważąco traktuje też dawanie jakichkolwiek oznak, że właśnie skacze z wieku młodzieńczego w męski, potem w dzieciństwo czy do wojska... Jednym ciurkiem to wszystko. Miesza się znienawidzony barszcz z dzieciństwa (do zjedzenia którego malec został zmuszony) ze współpracownikami kopiącymi służbowe dołki. Mieszają się wspomnienia z gremialnego puszczania bąków w klasie przed profesorem z tym,  jak słodko jest zdradzać żonę.

Płynie ta opowieść, zdaje mi się, przed lekarzem, do którego udał się główny bohater, skarżąc się na liczne dolegliwości, płynie... i nic z tego nie wynika. Chyba że dla autora. Czuje się lżejszy, bo się wyspowiadał.

Raz tylko miałam frajdę z lektury, kiedy czytałam o tym jak to główny bohater pojechał z rodziną nad morze i tam przygruchał sobie podrywkę, mężatkę. Umawiał się z nią na wspólne wieczorne morskie kąpiele (o czym wiedzieli współmałżonkowie), które po odpłynięciu za cypelek zmieniały się w intymne schadzki. Frajda zaś wynikała z tego, iż raz po kąpiącą się kobietę przyszedł jej małżonek i niezwykle uprzejmie nawiązał rozmowę z narratorem. Elokwentnie, ujmująco i grzecznie prowadził konwersację  na tematy różne przej godzinę, trzymając rozmówcę w mokrych slipkach na wietrze (żona w tym czasie zdążyła się wysuszyć i przebrać), po czym pożegnał się i odszedł pod rękę ze swoją drugą połówką.

A główny bohater wylądował w łóżku z trzydziestoma dziewięcioma stopniami gorączki. Oto piękne, subtelne i eleganckie załatwienie rywala. Uczcie się panowie.

P.S. Już wiem, dlaczego to przeczytałam. Bo Marylek mi to pożyczyła, jej się podoba i chce rozpropagować gdzie się da.  :)
"Autopamflet" Jan Gerhard, Czytelnik, Warszawa 1972

4 komentarze:

  1. Wcale mnie nie dziwi, że książka Ci się nie spodobała. W mój gust też nie trafiła:( Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Podejrzewam, że właścicielka książki ma do niej spory sentyment, więc stąd to propagowanie. Czasem ziarno padnie na podatny grunt, a czasem na piach, jak u mnie.

      Usuń
  2. To całkiem udana powieść Jana Gerharda, który został zamordowany przez chłopaka swojej córki.

    OdpowiedzUsuń