poniedziałek, 20 października 2014

"Polaroidy z zagłady" Paweł Paliński - przerażająca powieść


Nadmieniałam kiedyś przy okazji pisania o "Gwiazdozbiorze Psa", że lubię powieści postapokaliptyczne, fascynuje mnie sprawdzanie, co też takiego okropnego autorzy wymyślili dla ludności. Miałam okazję posłuchać autora, Pawła Palińskiego, na Polconie w Bielsku-Białej, gdy opowiadał o swojej książce. To, co opowiadał, w połączeniu wzmiankowaną fascynacją sprawiło, że w oku mi błysnęło i serce żywiej zabiło.

Posłuchajcie - zawsze ta apokalipsa jest gdzieś daleko, w Ameryce, Australii czy w Moskwie. A tu proszę, Polska i polskie miasto S. Zawsze w tych powieściach główną rolę gra facet, mięśniak albo mózgowiec, z maczetą albo z mikroskopem próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości. A tu proszę, kobieta!
Żeby mnie nie zasypało protestami, że kobiety w postapokalipsie nie istnieją: wiem, że istnieją, ale jak często mają główne role? Sama znam tylko dwa komiksy, "Kwiatuszku" oraz "Suka". A w książce Palińskiego istnieje TYLKO kobieta, tylko ona i jej zmagania ze światem.

Teresa Szulc jest starszą kobietą, byłą nauczycielką wychowania fizycznego, samotną do szpiku kości. Mieszka w domu po rodzicach i z całych sił próbuje przetrwać. Świat jej tego nie ułatwia. Nie ma już ludzi, a Bierni (taka odmiana zombiaków) są niebezpieczni. Po ulicach grasują zdziczałe, głodne i groźne zwierzęta. Brak wody pitnej, brak jedzenia. Zwariować można. Jak Teresie udaje się nie zwariować, tego nie wiem. Może dlatego, że rozbiła swoje życie na malutkie kawałeczki, takie jak zdobywanie jedzenia, wody, domowe naprawy, nawet załatwianie potrzeb fizjologicznych. Wszystko ma rozplanowane, do wszystkiego podchodzi z jednakową skrupulatnością. Mogłoby się wydawać, że to wystarczy, ale...jednak nie do końca. Bo co zrobić, jeśli zdarzy się choroba? Albo gdy zabraknie wody? Co, jeśli zrobi się dziura w dachu i do środka zacznie wlewać się deszcz? Lub też - i to jest najgorsze - co robić, gdy zacznie dzwonić telefon?

Dotarłam właśnie do sedna tej powieści, do konkluzji, która dopiero po zamknięciu książki dociera do umysłu, w trakcie czytania nieco oszołomionego posępnym światem z powieści. Konkluzja jest taka: niezależnie od wszelkich okoliczności przyrody to człowiek jest dobrodziejstwem świata. I jednocześnie jego przekleństwem.

Wszystko zależy od tego, co siedzi w głowie. W tym punkcie "Polaroidy z zagłady" nie różnią się od innych powieści z tego nurtu. Wszędzie znajdą się i ci dobrzy, poukładani, moralni, którzy chcą przetrwać, ale i pomóc innym, słabszym. Tacy, którzy nie krzywdzą i nie depczą.Natomiast ci źli zawsze myślą tylko o sobie i swoich korzyściach. Wiadomo,  komu kibicujemy.

W "Polaroidach..." kibicujemy Teresie. Przyznam się szczerze, że oprócz podziwu czułam przede wszystkim zdumienie. To dlatego, że powieść mocno działa na wyobraźnię i łatwo postawić się w roli bohaterki. Postawiłam się i aż się wzdrygnęłam. Ona daje sobie radę, choć ma tak mizerne perspektywy, hm, prawdę mówiąc, nie dostrzegłam żadnych perspektyw. Najłatwiej byłoby się poddać, naprawdę nie wiem, czy nie wybrałabym łatwego wyjścia z tej sytuacji. Teresa daje radę, choć i ona ma momenty wahania.
"Płakać. Chciałabyś zapłakać. Słowo »samobójstwo« awansuje zaocznie z obszaru odległych nieprawdopodobieństw do poczekalni jawnie rozważanych ewentualności". [1]

Muszę jeszcze napisać o Biernych. To dość często spotykany motyw, te żywe trupy. Jakoś łażą (przeważnie powłócząc nogami), dogadać się z nimi nie sposób, do żywych są wrogo usposobieni, ech. Paweł Paliński zasugerował, skąd się wzięli Bierni.
"[...] Biernym może być każdy? [...] Że w szeroko pojętym interesie należy strzec się stanu znieczulenia, na który wielu z nich, nomen omen, pracowało latami, przestając kochać i zaczynając nienawidzić: rodziny, dzieci, pracy? Przestając czuć i chcąc jedynie brać, aż okazywało się, że fizyczne wyczerpanie pozostawiało w nich wyłącznie potrzebę pożerania, aż zasypiali i wstawali już jako swoje własne widma. Kochając tylko siebie". [2]

Przerażające. Przecież sami to sobie robimy, odmóżdżamy się, karmiąc się medialną papką. Brr.


Jedyne, co mi się nie podobało to sposób narracji w książce, przyznaję, niebanalny, ale on mnie się po prostu nie podoba. Muszę jednak przyznać, że czytało mi się "Polaroidy..." dużo płynniej niż "Potem", gdzie po raz pierwszy spotkałam się z narracją drugoosobową.

Na koniec słowo podsumowania, w którym zwrócę się do samego autora.
Panie Pawle. Napisał pan wyjątkowo przerażającą powieść. Żadnych łatwych rozwiązań w stylu faceta z giwerą ratującego świat. Żadnych kompromisów, żadnych ulg dla czytelnika. Czarna przyszłość, taka, że ciarki przechodzą, do tego opisana czysto, krystalicznie i precyzyjnie. Życzę sobie z całej siły, by pańska wizja przyszłości nigdy nigdy się nie sprawdziła. I gratuluję.


Bardzo dziękuję Wydawnictwu Powergraph za egzemplarz książki!

Polaroidy z zagłady [Paweł Paliński]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE
--
[1] "Polaroidy z zagłady" Paweł Paliński, Powergraph, Warszawa 2014, s. 93
[2] Tamże, s. 122


4 komentarze:

  1. No patrz! Nie miałam pojęcia, że to postapokalipsa. Mój ulubiony gatunek fantastyki, więc poszukam czym prędzej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poszukaj, bo warto:)
      Też lubisz postapo? Podajmy sobie ręce!

      Usuń
  2. Dzięki Twojej recenzji, nie sięgnę po tę książkę. Dziękuję bardzo. Szczerze dziękuję. Inaczej bym źle zainwestowała pieniądze, albo pisząc inaczej zawiodłabym się.

    OdpowiedzUsuń