sobota, 8 marca 2025

"Dzień tryfidów" John Wyndham


Lubicie książki postapokaliptyczne, gdzie ludzkość dopada potężna katastrofa? To może być epidemia, uderzenie meteorytu,  wojna nuklearna, gwałtowne zlodowacenie - cokolwiek, im  dziwniej,  tym  ciekawsza książka. Jeden z moich ulubionych gatunków literackich.  W serii Wehikuł czasu wydawnictwa Rebis ukazała się powieść Johna Wyndhama "Dzień tryfidów" - postapokalipsa jak  się patrzy!

O czym  to? Ano,  nagle ludzi na ziemi spotyka katastrofa, w przeciągu jednej nocy tracą wzrok. Nie wszyscy, ale zdecydowana większość. Zostali nieliczni widzący, zdezorientowani zaistniałą sytuacją nie mniej niż ślepcy. Co czeka ludzi? Rozpad systemu. Chaos. Przerażenie. Głód. Zagubienie. I mordercze tryfidy. 

Tryfidy to takie rośliny. Dość duże, mięsożerne, poruszające się samodzielnie i zaopatrzone w giętką wić z trucizną. Rzadkiej  piękności cudeńko. Tryfidy wypełzły z obszarów badawczych i pewnie szybko by je spacyfikowano, gdyby nie niefortunny zbieg okoliczności z tą powszechną ślepotą.

 Głównym bohaterem i narratorem jest Bill, młody człowiek o wykształceniu biochemicznym i pracujący w szkółce tryfidów. Omija go powszechna ślepota,  bo w kluczowym momencie ma zabandażowane oczy.  Po zdjęciu bandaży przeżywa szok. Obserwuje, jak rozpada się znany mu świat, ludzie porzucają wypracowane normy kulturowe, na porządku dziennym jest przemoc, rozbój i  łupiestwo. Na szczęście nie tylko, bo są i takie osoby,  które nie opuszczają gardy i starają się utrzymać na powierzchni.
 
Hm,  byłam na najlepszej drodze do pokazania wam okropieństw zawartych w książce. Wiecie, hordy tryfidów smagających trującą witką bezbronnych ślepców, którzy nie wiedzą,  jak uciec. Albo zdemoralizowane bandy grasujące gdzie się da w poszukiwaniu jedzenia i wszystkiego, co potrzebne (albo przyjemne).  A przecież tak naprawdę książka jest wyjątkowo optymistyczna! Bo ludzkość, mimo tak potężnych kopów w tyłek, czyli ślepoty, potem masowej zarazy, a w trakcie i międzyczasie uroczego towarzystwa głodnych tryfidów - nie daje się. Bo można żyć po ludzku, nie uciekać się do przemocy, nie realizować swoich chorych urojeń, nie folgować żądzy władzy. Da się żyć godnie. Nieść światło w sobie. Mocna książka, świetna. 

Przeczytajcie sobie. 

"Dzień tryfidów" John Wyndham, przełożyła Wacława Komarnicka, Dom Wydawniczy Rebis, 2024, seria Wehikuł czasu.

3 komentarze:

  1. Świetna rzecz, ale Poczwarki lepsiejsze :) Pamiętam, że zdobyłem Dzień tryfidów pod wpływem Musierowicz, bo musiałem wiedzieć, co tak zafascynowało Mamę Żakową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, a ja przeczytałam tak zwyczajnie, z polecenia :D

      Usuń
  2. Takie trochę "Miasto ślepców" Saramago, tylko z dodatkiem sf :)

    OdpowiedzUsuń