Debiuty, ach, debiuty. Kupujesz debiut i masz trochę loterię: albo utopisz pieniądze w czymś kiepskim, albo trafisz perełkę. TRAFIŁAM PEREŁKĘ.
"Tatko" - tytuł wskazuje, że będzie to opowieść o czyimś ojcu i tak jest, ale dla mnie jest to bardziej opowieść o córce, Małej. Tatko to Leon, Mała to jego córka.
Leon jest alkoholikiem. Dla kumpli od kieliszka, sąsiadów, znajomych to człowiek wesoły, zaradny, brat-łata. Dla rodziny, żony czy córki to ktoś, kogo nigdy nie można być pewnym. Nie wiadomo, czy się z nim śmiać, czy też bać tego, co może mu przyjść do głowy. Skoro tytułowy bohater to alkoholik, najłatwiej byłoby napisać, że to książka o alkoholizmie, o tym, jak bardzo jest on destrukcyjny i tragiczny.
Tylko że nie.
To Mała jest główną bohaterką. To jej odczucia, jej strach, jej euforia, jej wybory, jej lęki są w centrum tej powieści. Udało się autorce uchwycić to, co niemalże nieuchwytne, a co DDA doskonale znają. Czujne nasłuchiwanie kroków, czy rytmiczne, czy wręcz przeciwnie. Uważne spojrzenie na twarz, czy aby nie skrzywiona z niechęcią. Nasłuchiwanie głosu, czy aby nie zwiastuje burzy. I do tego wszystkiego smutna świadomość, że znajomość tego wszystkiego tak naprawdę, w niczym nie pomaga, przed niczym nie chroni.
Jednocześnie to opowieść o wszystkim, co dzieje się poza tą upiorną bańką strachu, a dzieją się tam rzeczy piękne oraz całkiem zwyczajne. Szkoła, przyjaciele, rodzina, miasto na B, które na kartach książki jest takie ciekawe (na żywo na pewno też, tylko nigdy nie chciało mi się sprawdzać).
Wszystko to jest napisane przepięknym językiem. Lekkie zdania same się czytają, a od czasu do czasu w oko wpada szczególnej urody fragment, niebanalne porównanie, wnikliwa obserwacja rzeczywistości. Nie będę zamieszczać żadnych cytatów, nie zaznaczałam szczególnie urodnych fragmentów, za szybko czytałam, przejęta losami Małej prawie jak moimi własnymi.
Wspomnę tylko, że w książce ostatni rozdział był zaklejony malutkim paseczkiem papieru, po to, by nie zaglądać do niego zbyt wcześnie (podobno niektórzy zerkają na koniec książki, nie wiem, po co). Mnie ten rozdział, hm, nie wszedł. Rozumiem go, domyślam się, że powstał dla dopełnienia całości i tak, dopełnia całość. Jednak go nie lubię. Bywa.
Jeśli traficie gdzieś na "Tatkę", śmiało bierzcie i czytajcie, warto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz