sobota, 13 czerwca 2009

"Lewa ręka ciemności" Urszula Le Guin



Wysłannik związku światów (takie galaktyczne ONZ) przybywa na planetę Zima, by nakłonić jej władze do przyłączenia się do związku. Niby powinno pójść gładko - wysłannik i mieszkańcy planety są podobni wyglądem, na mniej więcej tym samym poziomie intelektualnym, powinni się porozumieć bez problemu. Gdyby nie jeden szkopuł - całkowicie inny model życia, ściśle związany z płcią, a raczej jej brakiem u mieszkańców Zimy (wiem, że to nie całkiem tak, ale skrótem piszę - są hermafrodytami).
Co mnie ujęło -tak szeroko i dogłębnie przedstawiony problem wzajemnej komunikacji - tej podskórnej, podświadomej. I to przedstawiony z obu stron! Pani Le Guin nakreśliła tak wyraziste i pełne postacie, że niemalże wchodzimy im do głowy i czujemy ich myśli.
Bo, jak tak się zastanowić, to rzeczywiście różnice w psychice dwóch istot, niby subtelne, mogą zaważyć na ewentualnym kontakcie.
Kontakt i zrozumienie dwóch ras... to nie tak hop siup, napęd przyświetlny, jesteśmy w innym świecie, da się rozmwiać z tubylcami? To po kłopocie. Wcale nie.
Trzeba się umieć zrozumieć, trzeba przełamać w sobie bariery. Strachu, braku akceptacji. I niby to wszystko osadzone w świecie gdzieś daleko, a przecież całkiem nasze.. jak się odrzuci tę otoczkę s-f.

Co bardzo podobało mi się w książce? A parę rzeczy. Teoria, że nieznośna niepewność przyszłości pozwala nam żyć. Że trzeba wiedzieć, jakich pytań nie zadawać (o!). Ciekawa teoria, że dwupłciowość jest powodem wszelakich wojen, pierwotną i zawoalowaną ich przyczyną. I to, że tak usilnie z kart książki wydobywa się nakaz "zajrzyj w duszę!". Nadinterpretacja? Może. Trudno.
Jest jeszcze coś, jedna scena, wstrząsająca jak dla mnie, no może nie na miarę Wezuwiusza, ale jednak... wysłannik, człowiek przecież, przez lata przebywa na planecie obcej sobie, i (co pocieszające) umie się przełamać, umie zrozumieć inną istotę mimo jej inności. Tylko - kiedy docierają do niego jego właśni pobratymcy - widzi ich inaczej. Jak to było? (z pamięci będzie) "Widział nie ludzkie, a męskie czy kobiece twarze przed sobą". Oj... no niedobrze.

I tym mało optymistycznym akcentem kończę to ględzenie (na szczęście nikogo tu nie zanudzam) :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz