niedziela, 23 sierpnia 2009

"O kotach" Doris Lessing


Lubię koty. Doris Lessing też lubi, ale nie w stylu "och, kici, kici, słodki koteczek, jak ładnie mruczy". Koty towarzyszyły jej od zawsze, bo jeśli się mieszka na farmie, to koty są nieodłączną częścią krajobrazu wiejskiego. Ich śmierć, choroby - również. Nie zliczyłabym, ile kotów umiera na kartach tej książki, ta ilość idzie w setki. Gdzieś przeczytałam opinię czytelnika właśnie to czytającego, że to jakaś pomyłka, że to okrutne, i nie czyta dalej. Właśnie trzeba, ponieważ ten niewątpliwie okrutny wstęp jest nam potrzebny, żeby na koty patrzeć nie jak na puchatą maskotkę z kanapy. Zresztą, o czym ja mówię, żaden właściciel kota tak nie patrzy. Ale tu jest jeszcze coś innego, właściwie dwie sprawy, które chcę poruszyć.
Raz, to te wspomnienia z farmy, gdzie zwierzęta traktuje się inaczej niż to opisują na grupie pl.rec.zwierzaki.koty. Na grupie bowiem kot jest jednym z najważniejszych członków rodziny, należy go wykastrować lub wysterylizować dla jego własnego dobra, z każdym podejrzanym kichnięciem lecieć do weterynarza, a już nieosiatkowany balkon, na który kot wychodzi, ściąga oburzone i pełne potępienia komentarze na głowę posiadacza balkonu. Na farmie tak nie traktuje się zwierząt. Farma to świat, gdzie, nie oszukujmy się - nikt nie roztkliwia się nad losem świeżo narodzonych kociąt. Pakuje się je po prostu do worka i topi, by nie dopuścić do zbytniego zakocenia otoczenia. Okrutne? Tak. Ale takie jest życie i jestem w stanie to zrozumieć. Dwa, osobiste przeżycia stają przed oczami podczas czytania. Życie na wsi, gdzie się wychowałam, nauczyło tego właśnie praktycznego podejścia do zwierząt. Tego, że aby zjeść kurę na obiad, należy jej najpierw uciąć siekierą łeb, ona jeszcze trochę się trzepocze, taka bezgłowa, potem trzeba ją sparzyć, oskubać, wypatroszyć. To robiła u mnie mama. U Lessing również jej matka zajmowała się problemem kociego przychówku, właściwie jego usuwaniem i wcale nie było jej łatwo. Taka myśl mnie naszła - a mojej było łatwo? Ot, refleksja, nie do rozwinięcia, tylko do zadumania się, nad kotami, nad zwierzętami w ogólności, nad życiem i śmiercią.
Jeśli przebrniemy przez ten wstęp, czeka nas spotkanie z kocim światem. Autorka jest nie tylko uważną obserwatorką kocich zachowań, ale i stara się je interpretować. Z namysłem, powoli objaśnia nam, jak to jest, że jeden kot jest taki, a drugi inny. Nie kreuje się przy tym na wszechwiedzącą znawczynię kotów, przyznaje, że czasami kocie zachowania są dla niej niezrozumiałe. Bo koty są czasami niezrozumiałe, oj, są. Tym niemniej pasjonujące jest śledzenie wraz z Lessing historii tego czy innego kota, ona ma wielki dar obserwacji, cichej, uważnej, nie narzucającej się obserwacji.
Nic, tylko tego się od niej trzeba uczyć. Brawo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz