sobota, 29 sierpnia 2009

"Szklany klosz" Sylvia Plath


Debitutancka i jedyna powieść znanej poetki amerykańskiej z motywami autobiograficznymi. Takie zdanie widnieje gdzieś tam na okładce - i to zdanie znakomicie podsumowywuje tę pozycję. Jeszcze od siebie bym dodała, że dla twórców i poetów jest to z pewnością ciekawsza książka niż dla przeciętnego zjadacza chleba. Bo ja, taka zwykła właśnie zjadaczka chleba, niespecjalnie czuję się zainteresowana tym, że młoda panienka o znakomitych wynikach w nauce udaje się do wielkiego miasta, bawi się, używa życia, chadza na bale i bankiety, a wszystko to z niechęcią niemalże i jakoś sennie. Ani też tym, że przeżywa załamanie nerwowe, czy też tym, że po nieudanej próbie samobójczej trafia do szpitala psychiatrycznego, aplikują jej elektrowstrząsy i leczą z całych sił, raczej z powodzeniem, acz nie wiadomo na pewno. A to całe leczenie i postępy pacjentki też jakieś takie senne i bez bigla. Ogółem, senny smutek, smętna beznadzieja, aura mglistego powolnego tracenia zmysłów - to z pewnością może przyciągnąć i zachęcić do czytania niektórych czytelników. W sumie ja też to przeczytałam bez specjalnej przykrości, ale pamiętać za bardzo nie chcę i nie mam zamiaru. Kesey w wariatkowie lepszy, bo nie taki uległy.

2 komentarze:

  1. Czytałam to z 7 lat temu i aż tak dokładnie nie pamiętam, ale chyba miałam cieplejsze odczucia ;) Tłumaczenie chyba trochę kulało, z tego, co kojarzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak. Odbiór "Szklanego klosza" na pewno zależy od predyspozycji czytelnika. Nie przeczę, że zabrakło Ci tej wrażliwości/przypadłości, która mnie zżera od środka. Spojrzałaś racjonalnie i to podejście jest jak najbardziej słuszne. Zgadzam się, że to cholernie senna proza. Smutna i przygnębiająca. Widocznie mam coś w sobie z tej mrocznej strony duszy, co wywiera na mój odbiór takich książek, szczególny wpływ. Ja w ogóle jestem pesymistką, dociążona różnymi problemami życiowymi, szukam podobnych sobie...
    Dzięki za linka. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń