środa, 17 marca 2010

„Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” Stieg Larsson

Na półce księgarskiej prezentowało się zachęcająco – grube, opasłe tomisko, zapewniające na pierwszy rzut oka sporo dni z lekturą, dodatkowo z opinii wyczytanych tu i ówdzie wiedziałam, że kryminał ten podoba się czytelnikom.

Rzeczywiście, mnie też się spodobał i to bardzo – z jednego powodu przede wszystkim. Mianowicie, zgadłam mordercę w połowie książki! Byłam szczerze wzruszona, kiedy pod koniec potwierdziło się moje przypuszczenie co do tożsamości złoczyńcy, ponieważ nigdy wcześniej mi się to nie udało. Wiem doskonale dlaczego – za szybko czytam i przy przeciętnej grubości kryminale zanim zdążyłam się porządnie zastanowić nad możliwymi sprawcami czy motywami, byłam już przy końcu i czytałam mowę końcową czy to Poirota, czy Holmesa. Nijak nie umiałam czytać wolniej, bo kryminały wciągają.
Tutaj natomiast czytania jest tyle, że spokojnie można sobie pomyśleć o wszelkich okolicznościach, poprzyglądać się bohaterom powieści. Co prawda morderca wyszedł mi z motywu, a jak się potem okazało, ten mój wydedukowany motyw okazał się całkowicie chybiony, tak więc radość odrobinę sklęsła. Trudno.

Larsson pisze bardzo dokładnie, buduje pracowicie cały świat, w którym my, czytelnicy właśnie się znajdujemy, wprowadza na scenę powoli poszczególne osoby, cofa się w przeszłość, by wyjaśnić to i owo, a przy tym wcale a wcale nie nudzi. Główny bohater powieści nie jest detektywem czy policjantem i bardzo dobrze, to by było trochę sztampowe. Jest dziennikarzem o przenikliwym, analitycznym umyśle. Partneruje mu dziewczyna – ciekawa i nietuzinkowa, bo potężnie skrzywiona emocjonalnie, a do tego piekielnie uzdolniona w zakresie informatyki. Jest w niej jakaś skrzętnie skrywana tajemnica (może następne tomy rzucą na nią nieco światła?), bardzo to intrygujące.

Jeśli chodzi o fabułę, to tylko kilka słów rzucę: dziennikarz na skutek procesu o zniesławienie musi porzucić na jakiś czas swój zawód, co skrzętnie wykorzystuje potentat przemysłowy, proponując dziennikarzowi rozwiązanie zagadki zniknięcia kilkunastoletniej dziewczyny – zagadka tym trudniejsza, że zdarzyła się prawie czterdzieści lat temu. No, jak myślicie? Dali radę bohaterowie? Dali, a jakże, do tego odkrywając takie pokłady ciemnych, ohydnych i wstrząsających spraw, że nie ma co się dziwić, iż tomisko ma tyle stron.

Dobry to kryminał, zaprawdę. Tylko mam jeden malutki, wręcz malusi zarzut: oczekiwałam skandynawskiego chłodu (autor jest Szwedem), nie dostałam, niestety.


Ocena: 5/6.
Millennium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet [Stieg Larsson]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

7 komentarzy:

  1. Oj, rzucą, rzucą!!! I to jeszcze jak. Kolejne dwa tomy są bowiem bardziej skupione na postaci Lisabeth. I o ile "Mężczyzn... można odłożyć po przeczytaniu i nie sięgnąć po "Dziewczynę..." o tyle po drugim tomie - nie da rady! Kończy się w takim momencie, że od razu sięgasz po "Zamek...".
    Zazdroszcze Ci, ze masz to jeszcze przed sobą!

    OdpowiedzUsuń
  2. A wiesz, marpil, zawiesiło mi się oko na następnych dwóch tomach, jak kupowałam pierwszy, ale jeden był w twardej, a drugi w miękkiej oprawie, poczucie estetyki nie pozwoliło mi tak mieszać wydań :D

    OdpowiedzUsuń
  3. oj dobra książka. kazda z części dobra :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, ja podobnie jak Marpil sądzę,że kto nie czytał całej trylogii, ma przed sobą nie lada przyjemność. Łyżka dziegciu: pierwsza część wydała mi się najlepsza. Ale Lisbeth nie pozwoli porzucić lektury w niedoczytaniu.
    Co do Skandynawii - może i nie ma chłodu (?), ale sporo szwedzkiej obyczajówki. Kryminały Larssona to wciągająca odsłona klimatu tamtejszego życia.
    pozdrawiam
    tamaryszek
    (http://tamaryszek.blox.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Wygląda na to, że muszę wciągnąć całą serię na listę pt. "Do przeczytania". Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No to już wiem, że czeka mnie w życiu jeszcze jakaś przyjemność;)) Oby nie jedna...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Zazdroszczę tego, że dopiero jesteś na pierwszej części, a ja i drugą i trzecią mam już za sobą :)

    OdpowiedzUsuń