poniedziałek, 17 czerwca 2013

„Rzeczy Na P” – najbardziej kontrowersyjna powieść tego roku, która jest darmowa


Zanim mnie ktoś zruga za koszmarek w tytule notki, spiesznie wyjaśniam, że takie zdanie widniało w informacji prasowej otrzymanej od autora, Mateusza Górnickiego.

Ot, taki sobie niezobowiązujący mail, poinformował mnie mianowicie autor, że napisał książkę, oraz że książkę można sobie ściągnąć za darmo w formacie Word i Pdf (na marginesie, Word to program, nie format) (na drugim marginesie, w czasach galopującej popularności e-czytników te formaty to trochę przymaławo), a jeśli się spodoba, to można autorowi przelać gratyfikację pieniężną na konto. Jednym zgrabnym ruchem autor odciął całą sieć pośredników od korytka. Pomysłowe, nie powiem. Do tego przetrze drogę innym debiutantom w pozyskiwaniu wynagrodzenia za swoją twórczość.

Informację prasową przeczytałam uważnie.
„Rzeczy Na P” to opowieść o bohaterze na miarę naszych czasów. Mieszka w Warszawie, ale jest przyjezdny. Odnosi sukcesy, ale jest sfrustrowany. Nie szuka miłości, bo w nią nie wierzy, ale znajduje dużo seksu.
Narratorem „Rzeczy Na P” jest bezimienny bohater.  Prowadzi swój wewnętrzny dialog faceta przed trzydziestką.  Rzeczywistość widziana jest przez pryzmat  jego ocen i doświadczeń. Jest to świat w którym kobiety wypierają mężczyzn z coraz to nowych dziedzin życia i nikt nie wie jak się w tym odnaleźć. Stres jest zabójczy, ale są jeszcze sposoby żeby spuścić ciśnienie. 
Zajrzałam do powieści. Nie, nie przeczytałam od deski do deski, po prostu zajrzałam, szukając sposobów na spuszczenie ciśnienia. No cóż, znalazłam prawie od razu:
Poranną masturbację odkryłem dopiero na studiach. W liceum za późno wstawałem, żeby się z tym wyrobić. Ale potem w zależności od nastroju jeszcze zanim otworzyłem oczy łapałem się za wacka. Wstawałem po tym od razu w wyśmienitym humorze. Mogło nawet lać za oknem, ale ja tryskałem entuzjazmem. Teraz, gdy wiem, że będę miał stresujący dzień w pracy, lubię się zawczasu rozładować. Adrenalina aż tak bardzo wtedy nie buzuje i mniej mam ochotę wszystkich zabić.

Hmm. No ok, być może ma facet trochę racji, nie mnie to oceniać, mężczyzną nie jestem. Przeglądam dalej. Agencja reklamowa, praca na akord, układy układziki, prasa, dziewczynki, romanse (e tam romanse, czyste chędożenie) tu i tam, moda i uroda oraz kto ile ma kasy. Wszystko podszyte jadem i żółcią wylewającą się na wszystkich i na wszystko.
Ot, gada sobie korpo-szczurek co mu w duszy siedzi, a siedzi raczej mało, aż żal biedaka. Mogę się jednakowoż mylić, bo dotarłam tylko do siódmej strony, a wszystkich jest pięćdziesiąt trzy. Jeśli tam dalej się gdzieś  objawią gejzery talentu nie okraszone wulgaryzmami i żądzami, to proszę mi wybaczyć, ale jakoś nie chce mi się sprawdzać. Wrażenie podobne jak przy "Zwale" Shuty, kiedy to książkę odłożyłam, po czym porządnie wytarłam ręce w spodnie, żeby nic mi się nie przykleiło.

Autorowi życzę samych sukcesów, niekoniecznie jednak w dziedzinie literatury.

13 komentarzy:

  1. Cóż, jeśli już czytać o masturbacji, to tylko za darmo ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. niestety zrezygnowałam z propozycji autora, bo już sam opis mnie zniesmaczył...jakoś nie ciągnie mnie do tego typu lektur ostatnio

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I chyba słusznie, lepiej przeznaczyć czas na dobry (lub jakikolwiek) kryminał :)

      Usuń
  3. Nie dziwię się, że nie dokończyłaś. Cud, że zaczęłaś:) Dla mnie to jakaś masakra. Komu i po co potrzebna taka książka? Ja na pewno do niej nie zajrzę, nawet za darmo.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale może autorowi potrzebne było to, żeby ją napisać? Jakaś forma prezentacji, autoprezentacji, wylanie żali? Nie wiem, teoretyzuję...

      Usuń
  4. Ja dostałem jej zapowiedź, ale nie sięgnę po nią.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy ten mężczyzna olśniewającej urody, którego prezentujesz na zdjęciu to autor? Czy zdjęcie było dołączone do niezobowiązującego maila?
    Jeśli odpowiedź na oba pytania jest p(pe)ozytywna, to mogę dorzucić jeszcze jedną rzecz na Pe (p(pe)rzepraszam małoletnich!): o ja pierniczę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Nie wiem, ale istnieje podejrzenie, że tak.
      2. Nie, ściągnęłam ze strony powieści.
      Więc proszę się bulwersować połowicznie :)

      Usuń
  6. A ja przeczytałem od deski do deski i powiem, że propozycja jest... ciekawa. I rzeczywiście, jak to ładnie autorka "recenzji" określiła, "gdzieś tam" może nie gejzery, ale solidne źródło bije :)

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to tylko pogratulować autorowi, że je tak sprytnie zamaskował ;)

      Usuń
  7. Bierzecie to tak poważnie a to moim zdaniem satyra- kpina - humoreska- śmiałam się do rozpuku i wracalam do co lepszych kawałków.

    OdpowiedzUsuń