piątek, 23 czerwca 2017

"Sześć światów Hain. Planeta wygnania" Urszula Le Guin


Rolery jest córką wodza z Tewaru, Wolda. Jest dumna, bystra i odważna. Gdy trafia do miasta fanbornów, poznaje Jakoba Agata Alterrę, który ratuje jej życie.

Rolery siebie i swoich pobratymców nazywa ludźmi, fanbornów traktując... ambiwalentnie, na poły z pogardą, na poły z podziwem. Fanbornowie chcą współpracować z ludźmi, chcą sprzymierzyć się w obliczu nadchodzącego niebezpieczeństwa, czyli gaalów (najprościej byłoby ich porównać do barbarzyńskich plemion Hunów), którzy uciekając przed nadchodzącą Zimą napadają i łupią wszystko, co napotkają po drodze.

Fanbornowie czują zagrożenie, bo gaalowie chcą zagarnąć zimowe miasta budowane przez tewarczyków, a gdy to się stanie, fanbornowie nie mają szans na przeżycie. Jest ich około dwóch tysięcy, a ta liczba wciąż się zmniejsza. Jak mówi Agat:
"Trudno żyć na świecie, do którego nie jest się stworzonym".
Fanbornowie trafili na planetę obiegającą gwiazdę Eltatin, gammę Smoka. Rok trwa na tej planecie 24000 dni: całe jedno ludzkie życie, fanborskie życie. Pobratymcy Agata Alterry trwają tu od dziesięciu Lat, dwudziestu pokoleń, sześciuset ligowych lat. Liga Wszystkich Światów wysłała ich na tę planetę, po czym kontakt się urwał. Trwają  i to wszystko.
"Za czasów Agata, a i na długo przed jego narodzinami, nie starczyło już energii i wolnych chwil na zawiłą i złożoną afirmację uzdolnień i intelektu człowieka. Dziś ledwie potrafili zachować to, co już mieli. Trwali".
Mimo dwudziestu trzech pokoleń  jego przodków Agat Alterra wciąż ma świadomość obcości, poczucie, że nie jest stąd, jest tylko naroślą na tkance planety, która go nie chce, odrzuca i powoli zabija.

Potomkowie Ligi powoli wymierają. Trzymają się starych zasad i prawideł, co może i pomaga im zachować własną tożsamość, ale nie pomaga im przetrwać. Ten problem poruszał też Beckett w "Ciemnym Edenie", a jeszcze wcześniej Strugaccy w "Osadzie". Problem społeczności odciętej od macierzy wciąż budzi szczere zainteresowanie pisarzy i czytelników.

Dobrze, ale to nie tylko Rozbitkowie z Ligi, są ważni, ale i tubylcy, ci, którzy samych siebie nazywają ludźmi. Te dwie grupy ledwie się tolerują, a naturalne łączenie się poprzez małżeństwa mieszane jest może i możliwe, ale kompletnie bezproduktywne. Różny garnitur genów, rozumiecie. 

Kwintesencja tej powieści tkwi w upartym trwaniu oraz dążeniu do tego, by zachować jak najwięcej ze swojego dziedzictwa. Potem naturalną koleją rzeczy przerodziło się to w zachowanie tego, co najcenniejsze i najbardziej reprezentatywne, aż w końcu - tego, co przyda się najbardziej do przetrwania. Jak widać, chodzi tak naprawdę o przetrwanie, naturalny instynkt każdego człowieka, czy to jest człowiek o złocistych oczach zamieszkujący Planetę Wygnania od zarania dziejów, czy człowiek od ciemnych tęczówkach pochodzący z gwiazd.

"Sześć światów Hain. Planeta wygnania" Urszula Le Guin, przełożył Juliusz P. Szeniawski, Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.

2 komentarze:

  1. Odcięte społeczności to rzeczywiście nośny temat, który wraca od czasu do czasu. Jedną z pierwszych książek science-fiction, które czytałem, była "Planeta Spisek" Orsona Scotta Carda, w której przedstawiona jest dość odległa przyszłość grupy wygnańców z "cywilizacji". Przedstawiciele kilku rodów zostali zesłani na planetę, której zasoby mineralne nie pozwalają rozwinąć zaawansowanej technologii. W rezultacie wyszedł miks SF i fantasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten tytuł, wpiszę sobie do schowka i przy najbliższej okazji sprawdzę.
      Lubię obserwować, jak różni autorzy podchodzą do tego samego tematu.

      Usuń