czwartek, 26 kwietnia 2018

"Muminek i Pieśń Oceanu"


Nie wiem co mam myśleć o tej książce. Przypomina mi się historia czechosłowackiego Krecika (mowa o postaci z bajeczki), który został sprzedany Chińczykom, przeprowadził się do Chin i mieszka teraz z gamoniowatą Pandą. Krecik z uroczego, rezolutnego zwierzątka stał się plastikową, gamoniowatą jak Panda, postacią. 
Mam wrażenie, że z Muminkami w książce "Muminek i Pieśń Oceanu" stało się to samo. Straciły ducha muminkowatości, stały się płaskie i bez wyrazu.


Sama opowieść jest... ciekawa. Chociaż nie, cofam to, ciekawy jest pomysł na nią. Odkrycie, że Tatuś Muminka ma skarby w kuferku, przedsięwzięcie przez Muminka i jego przyjaciół wyprawy, by pozyskać własne skarby, rejs na wyspę, burza i trudny powrót - to wszystko składa się w jakąś spójną całość. Nawet pojawienie się Hatifnatów (one tak zawsze z walizkami, bo nie pamiętam?), takie trochę bez sensu, pasuje. Hatifnatowie zawsze pojawiali się trochę bez powodu, a trochę bez sensu.
Ale! Kto ukradł ten senno-oniryczny klimat muminkowych historii? Dlaczego te zdania są tak kompletnie bez wyrazu? Jak to możliwe, że z Muminków zostały same kontury, bez treści? 

Tak to się zaczyna.
"Muminek miał pracowity poranek - naprawiał łódeczkę z masztem, którą zrobiła dla niego mama.
- Fiu, fiu! - Muminek gwizdnął z podziwu dla swojej wspaniałej roboty. "
Mama to nie mama, tylko Mamusia Muminka. Muminek gwizdał z podziwu dla siebie? On był raczej krytyczny wobec siebie, tak pamiętam. Ale idźmy dalej.
"Mała Mi dotrzymywała mu towarzystwa [...]. Kiedy w oddali coś załoskotało, aż rozbłysły jej oczy. [...] Mała Mi wyszczerzyła się i pomaszerowała sprawdzić".
Spróbowałam wyobrazić sobie wyszczerzoną Małą Mi z błyszczącymi oczami i nie do końca mi się to udało. Głęboko we mnie tkwi chmurne spojrzenie i zmarszczone brwi złośliwej i inteligentnej Małej Mi. 
Dalej? Proszę.
"Okazało się, że to Tatuś Muminka narobił łoskotu, kiedy szukał na strychu swojej sztalugi. A teraz stał z rozdziawioną buzią nad jednym z przewróconych kartonów".
Czy Muminki miały buzie czy pyszczki? A "okazało się" to jeden z najbardziej trywialnych zwrotów, jakie znam, służących do pchnięcia akcji dalej.

Dalej jest tak samo słodko, uroczo, bez wyrazu. Zaczęłam szukać, kto to napisał, bo przecież nie Tove Jansson. Znalazłam wpis w stopce:


Co o tym sądzicie?

Do strony graficznej nie mam zastrzeżeń: jest muminkowo, kolorowo, nienachalnie, przyjaźnie. Językowo jestem mocno zawiedziona. Książeczka nadaje się tylko dla tych, którzy Muminków w ogóle nie znają. 

Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję wydawnictwu Egmont Polska.

 "Muminek i Pieśń Oceanu" na podstawie opowiadań Tove Jansson, przekład Paulina Zagórska, Egmont Polska, 2018. 

4 komentarze:

  1. Nie lubię tego rodzaju książek i nawet szata graficzna mnie nie przekona. Co oryginał, to oryginał. Opowiadania Tove Jansson są cudowne, mądre, niepowtarzalne. Zresztą stanowią doskonałą lekturę nie tylko dla dzieci, ba, ośmielam się twierdzić, że nawet są bardziej dla dorosłych niż dla dzieci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ oczywiście, że bardziej dla dorosłych, ale i dziecko coś tam dla siebie znajdzie. Wiele płaszczyzn, wiele znaczeń - tu siedzi cały geniusz tych opowieści.
      W powyższym wyraźnie tego zabrakło.

      Usuń
  2. Cloud tego_ " na podstawie opowiadan".zazwyczaj skrywa brak kasy na autorskie,porzadne tlumaczenia i prawa autorskie do tlumaczenia.... Unikac i szukać dobrych tlumaczeń , a nie ,"na podstawie". N.a. podstawie perfum masz...podróbki perfum. Taka sama jakość

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, myślę, że tu inaczej było. Wydaje mi się, że to nie wina tłumaczenia, ale już oryginał był napisany kiepskawo, zwykłe odcinanie kuponów od sławy. A Egmont to kupuje, tłumaczy i sprzedaje.

      Usuń