poniedziałek, 23 grudnia 2024

"Daj mi znak" Anna Sortino - książka z tagiem "g/Głusi"


Zwróciłam uwagę na "Daj mi znak", bo nieczęsto trafiam na książki poruszające problem deficytu słuchu, a mam do czynienia z tym problemem  na co dzień -> więcej TUTAJ.

Bohaterką tej książki jest Lilah, nastolatka z ubytkiem słuchu, która chodzi do zwykłej szkoły, ma koleżanki, chodzi do kina - słowem, wydaje się, że radzi sobie świetnie. Tak to jednak tylko wygląda, w rzeczywistości Lilah wciąż boryka się z małymi i dużymi upierdliwościami życia codziennego (o których napiszę później).

Dziewczyna w wakacje podejmuje pracę na obozie młodzieżowym jako opiekunka. To obóz dla osób z deficytami słuchu lub wzroku, a Lilah ma wiele obaw związanych ze swoją pierwszą pracą, ale decyduje się zaryzykować. 

Co dzieje się na obozie? To powieść młodzieżowa, więc oczywistym jest, że przydarzy się pierwsze zauroczenie przystojnym chłopakiem. Tylko nie myślcie sobie, że to słodko-pierdząca historyjka o nastoletniej obozowej miłości. Lilah ma aparaty słuchowe, przystojny Isaac jest Głuchy, próbują ze sobą migać, ale początkowo nie idzie im zbyt dobrze. Bariery komunikacyjne w życiu osób niedosłyszących istnieją i  mają się dobrze i śmiem twierdzić, że są do pokonania TYLKO WTEDY, gdy ludzie tego chcą. Tych dwoje chce, ale i tak mają trudno, bo chłopak ma  kłopot z... ach, nie będę zdradzać za dużo. Dość wiedzieć, że to piękna i autentyczna historia.

Moją uwagę zwróciło coś innego: tak bardzo prawdziwe spostrzeżenia, refleksje, sytuacje dotyczące osób Głuchych i słabosłyszących. Lilah chodzi do kina, ale nie słyszy dialogów, ale nie pyta koleżanek, bo średnio jej pomagają. Ma kłopoty  w sklepach podczas zakupów, podczas lekcji czy w towarzystwie, gdzie jest więcej osób i wszyscy mówią jednocześnie.

Problem  chyba tkwi w tym, że Lilah stara się funkcjonować jak osoba słysząca, wychodząc z założenia, że aparaty słuchowe na tyle niwelują jej wadę słuchu, że może się o to pokusić. Jeszcze większy problem jest fakt, że to rodzina wmanewrowała ją w to, zapewne z nieświadomości i z dobrymi intencjami. Tak to bowiem jest, że rodzice głuchych dzieci bardzo chcą, żeby te radziły sobie w życiu tak samo jak dzieci słyszące. Starają się o aparaty słuchowe, implanty, pilnują rehabilitacji, wysyłają na turnusy rehabilitacyjne, zaopatrują w najnowocześniejsze akcesoria wspomagające słyszenie.  Robią to wszystko, bo chcą, by ich  dzieci słyszały tak, jak dzieci bez deficytów. Tylko że to nie następuje.

Według mnie kluczową kwestią jest akceptacja, że moje dziecko nie słyszy. Pozornie wszystko pozostaje bez zmian: aparaty, rehabilitacja, akcesoria (bo przecież to wszystko jest naprawdę potrzebne), ale zmianie ulega jakże ważna kwestia - świadomość, że druga osoba jest nie(do)słysząca, że może mieć problemy w codziennym życiu i że to jest normalne. Nie da  się tych problemów całkiem wyeliminować, z częścią można sobie radzić, z częścią nauczyć żyć.

Czy to wszystko, co wyżej, znajdziecie w książce? Nie, to moje osobiste przemyślenia, w książce znajdziecie dużo więcej na temat problemów (i radości też) osób z niedosłuchem. Polecam wam gorąco, zwłaszcza, że to świetnie napisana i przetłumaczona książka, zarówno na poziomie fabularnym, jak  i językowym. Do tego znakomity wstęp Marty Demianiuk. 


"Daj mi znak" Anna Sortino, tłumaczenie Agnieszka Brodzik, Wydawnictwo Kobiece, 2024

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz