Otóż nie, ten triumf zdecydowanie nie jest dla mnie. Pilnie wczytywałam s ię w opowieść snutą przez narratora, jak i przez owce, ale nijak nie rezonowało. Stado owiec, przywiezione na nowe miejsce przez ich pasterkę, wyczuwa, że wokół nich dzieje się coś dziwnego. Rosalinda (pasterka), to wie.
Czerwień krwi na śniegu - czy to ludzka, czy zwierzęca krew? Czy dziecięce postrzeganie świata przez owce jest bardziej zabawne czy krindżowe? Bliskość zamku (mocno arystokratycznego) dodaje splendoru czy ratuje sytuację, by nie było śmiertelnie nudno?
Fajne te owce, ale wypuśćmy je z powieści, one tam są bardzo zagubione.
"Triumf owiec" Leonie Swann, tłumaczył Maciej Nowak-Kreyer, Amber, 2011.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz