niedziela, 30 sierpnia 2009

"Dom z papieru" C.M. Dominguez


Lubię książki o książkach, ta niewątpliwie wpisuje się w ten nurt, ale pozostał mi po niej pewien niedosyt. Doskonale zresztą zrozumiały - spodziewałam się książki, a dostałam opowiadanie.
Opowiadanie bardzo dobre, na ulubiony przeze mnie temt, z cudownymi niejednoznacznościami. Opis biblioteki, a właściwie księgozbioru z tomami zapełniającymi każde wolne miejsce w domu bohatera jest bliski memu sercu.
" [...] tomy leżały stosami w kuchni, w łazience, również w jego sypialni.[...] W łazience były książki na wszystkich ścianach z wyjątkiem prysznica i jeżeli nie niszczały, to dlatego, że przestał brać gorący prysznic, aby nie wytwarzać pary. Latem czy zimą mył się w zimnej wodzie."
Z kolei to, jak te książki zamieniają się w dom, czyli bezpowrotnie znikają dla czytelnika - jest przerażające. Tak, dom. Ich właściciel wykorzystał je jako cegły, pokryte cementem czy zaprawą książki zostały ścianami. Tyle że... umierają, i to dwukrotnie, i jako książki, i jako dom, proch i pył, gruz i kartki.
"Leżały tam książki pogrzebane w kamieniu, podarte, owinięte w całun czarnej warstwy brudu, której nie mogłem zeskrobać. [...] Każdy tom wystawał z wydmy jak złowieszczy trup; papier i słowo, rozmyta farba drukarska, grzbiety podziurawione przez owady, które wyryły setki drobnych, kapryśnych tuneli między stronami i rozdziałami."
Słowem: wiele emocji. Szkoda, że to tylko opowiadanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz