niedziela, 5 lipca 2009

"Dwie opowieści o miłości okrutnej" Tanizaki Jun'ichirō


Nie wiem, czy ta książka jest typową przedstawicielką prozy japońskiej, ale muszę stwierdzić, że dla mnie to była przyciężkawa lektura, raz - przez styl, a dwa - przez temat. Należą się rozwinięcia obu stwierdzeń.
Styl, w jakim napisana jest ta książka, jest wyjątkowo kwiecisty, obrazowy, bogaty w rozwinięte, wieloczłonowe zdania. Barokowe - zbyt barokowe jak dla mnie. W gąszczu ozdobnych słówek gubi się gdzieś sens - albo inaczej, trzeba go z uwagą wyłuskiwać. Nie jestem przyzwyczajona do takiego pisania i nie umiałam odnaleźć przyjemności w tym "wyłuskiwaniu". Gdzieś tu jakby była zachwiana proporcja pomiędzy treścią a formą. Temat powieści to miłość - ale miłość trudna, dziwna, zachwiana jakby.
Pierwsza opowieść to historia mężczyzny, który ożenił się nie z ukochaną kobietą, ale z jej siostrą. To nie jest znów tak rzadko spotykana konfiguracja, jak mniemam. Tu jednak siostra, małżonka bohatera, wie o tej miłości, akceptuje ją i popiera całym sercem. Małżeństwo proponuje sama, widząc "usychanie z tęknoty" bohatera, potem aranżuje częste spotkania małżonka z heroiną, a szczytem wyrzeczenia się siebie i swoich pragnień jest dobrowolne nie skonsumowanie małżeństwa. Czyż to nie dziwne? Co dziwniejsze, historia cała relacjonowana jest przez syna z tegoż małżeństwa (a więc miłość platoniczna do szwagierki nie trwała wiecznie), a narratorem i słuchaczem tej opowieści jest jeszcze inna osoba, bliżej nam nieznana, ale pojawiajaca się od samego początku jako osoba romantyczna, którą dziwny impuls wyciąga z domu i przeciąga w miejsce, gdzie może obserwować odbicie księżyca w wodzie. Po przeczytaniu tej opowieści brwi podjechały mi wysoko w górę.
Drugie zaś opowiadanie opisuje losy niewidomej nauczycielki muzyki, kobiety pięknej, utalentowanej, a przy tym wyniosłej, zarozumiałej i wyjątkowo (dla czytelnika, czyli mnie) antypatycznej, oraz jej przyjaciela, mentora, sługi, męża, konkubenta czy też mistrza (bo to się zmieniało na przestrzeni lat), który z miłości do niej dobrowolnie się oślepił, przekłuwając źrenice cienką igłą. Brwi podjechały mi jeszcze wyżej.
Książka zaś powędrowała do biblionetkowiczki na spotkaniu w Babim Lecie, która (mam wrażenie) interesuje się kulturą japońską, być może ona doceni kunszt i piękno książki.

6 komentarzy:

  1. Ha, nie wydaje mi się, żebym w tej lekturze odnalazł o wiele więcej niż Ty. Wydaje mi się, że po prostu bardziej przypadł mi do gustu specyficzny styl Tanizakiego, tj. maksymalne zredukowanie akcji i silna koncentracja na aspektach psychologicznych kreowanych postaci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo możliwe. Jakoś jestem zwolenniczką nieco bardziej jasnego przekazu i (och, no nie do przesady przecież) wyraźnie zaznaczonej akcji.
      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  2. Agnes, oba opowiadania zawarte w tym tomiku zostały napisane we wczesnych latach 30. XX wieku (1932 i 1933). To bardzo ważna wiadomość, szczególnie w odniesieniu do literatury japońskiej. Bo tej, niestety, nie da się czytać ze zrozumieniem bez znajomości historii Japonii, niestety. Japonia dopiero w drugiej połowie XIX w., po 200 latach całkowitej izolacji, otworzyła się na Zachód i odeszła od feudalizmu. Koniec wieku XIX zatem i początek XX to czas kształtowania się państwa i społeczeństwa współczesnego; Japonia w trybie ekspresowym starała się nadrobić Zachód. Tanizaki, opisując kobiety, jest niemal prekursorem - daje im głos, siłę, pierwszy plan (do tej pory, nawet jeśli kobiety pojawiały się w literaturze japońskiej, były tylko tłem dla męskiego bohatera, jego dopełnieniem zaledwie, cieniem). Kobiety Tanizakiego są silne, okrutne czasem, przełamują stereotyp i wyłamują się ze swej dotychczasowej roli. Wiedząc to, zupełnie inaczej się czyta jego opowieści, ba!, w ogóle opowieści z tamtego okresu. Bo i powieść dopiero tam raczkuje w tych początkowych latach 30. Te opisy, przez które trudno było ci przebrnąć, te porównania i kwiecista mowa, to pozostałość wpływów chińskich. Literatura japońska początku XX wieku to trochę jakby literatura polskiego, bo ja wiem - odrodzenia? baroku? oświecenia? Grunt, że to czasy przejścia literatury dworskiej w literaturę państwa demokratycznego.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz i naświetlenie tematu, jednak nie ma to jak specjalista. Co prawda do książki już nie wrócę, ale jeśli trafię na inną, podobnego typu, wezmę pod uwagę Twoje wyjaśnienia.
      Pozdrawiam bardzo serdecznie.

      Usuń
    2. Specjalistką nie jestem, raczej pasjonatką tejże literatury;) Nie zachłystuję się wprawdzie Japonią bezkrytycznie, często się na siebie obrażamy, ale bez dwóch zdań zachwyca mnie szybkość, z jaką Japonia przełomu XIX i XX wieku nadgania Zachód (przez Zachód rozumie się tu Europę, w szczególności dorobek Wielkiej Brytanii i Niemiec, oraz USA - z tych obszarów "nowoczesna Japonia" czerpie w tym czasie najwięcej wzorców). Wraz ze zmianami w państwie, zmienia się literatura - przez 200 lat hermetycznie zamknięta na japońskich wyspach, z dawną, dworską manierą, tematami i metaforami. Stąd jej specyfika.

      Z tego okresu polecam Yasunariego Kawabatę (piewcę Japonii tradycyjnej, ulotnej) i Sosekiego Natsume (ten raczej podąża drogą nowoczesności) - obaj, choć każdy w inny sposób, pokazują przemiany, jakie w tamtym czasie zachodziły.

      Jeśli jednak ta dawna literatura japońska, powiedzmy, początkowa, cię nie urzeka, nie przemawia do ciebie, a mimo to chciałabyś poczytać coś japońskiego, polecam przenieść się do współczesności zupełnej, tak od lat 80.-90. ;) Hiromi Kawakami, Banana Yoshimoto, Natsuo Kirino, Yoko Ogawa (akurat mi się same kobiety wysypały) - te pisarki są zrozumiałe bez większego wnikania w historię Japonii. No, może trochę w mentalność, ale to już prostsze.

      Usuń
    3. Otóż - jakoś wcale mnie już do literatury japońskiej nie ciągnie, jednak gdy to się zmieni, będę wiedziała, gdzie sięgnąć po nazwiska. Dziękuję Ci bardzo, naprawdę.

      Usuń