środa, 20 września 2017

"Malcolm Max. Porywacze ciał" Peter Mennigen, Ingo Römling


Panie i panowie, oto Malcolm Max!  Komiks nad wyraz udany.
 
Miejsce akcji to Londyn roku 1889. Era rozwoju techniki, Kryształowego Pałacu, Sherlocka Holmesa i Kuby Rozpruwacza. Czas królowej Wiktorii, wysokich kołnierzyków, długich sukien i sztywnych konwenansów. To epoka wizualnie bardzo malownicza i klimatyczna, zachwycałam się nią w mandze o angielskiej pokojówce , ale tam było bardzo grzecznie. Z Malcolmem Maksem nie jest grzecznie. Wiecie, kim on jest? Łowcą wampirów! Oprócz tego dżentelmenem detektywem, ale jeśli nasuwają wam się jakieś skojarzenia z Sherlockiem Holmesem, natychmiast je porzućcie, to nie ten suchotniczy neurotyczny typ. Max jest przystojny, uwodzicielski, jest filantropem, a do tego ma ostry jak brzytwa umysł. Nie ustaje w wysiłkach dotarcia do prawdy.



Max ma towarzyszkę, nieco zaskakującego pochodzenia. To uderzająco piękna Charisma Myskina, która właśnie przybyła do Anglii z Transylwanii (ding dong!) i jest półwampirzycą (tadam!).  Zaskakujące połączenie, ale dzięki temu między tymi dwojga stale iskrzy.




Malcolm Max i jego towarzyszka próbują wyjaśnić tajemnicę porywaczy ciał (złodziejaszków wykopujących świeże trupy z grobów), a w tym samym czasie w Londynie zaczyna się krwawa seria: ktoś bestialsko morduje młode kobiety. Podrzyna im gardła, a następnie metodycznie dźga nożem ciało oraz koło razu. Malcolm Max rusza śladami makabrycznych zbrodni, co wcale nie wychodzi mu na dobre, bo zaczyna się nim interesować Scotland Yard. 
Charismie  usposobienie też nie pozwala siedzieć grzecznie na pupie. Postanawia wziąć się za rozwiązanie zagadki fabryki golemów, położonej na peryferiach Londynu.  
Co ciekawe, autor scenariusza swobodnie wplata w fabułę wątki charakterystyczne dla tego miasta i czasu, począwszy od Sherlocka Holmesa (tak, wiem, że on nie istnieje), poprzez Kubę Rozpruwacza aż po sufrażystki i Emmeline Pankhurst.
Tematy jakby ciężkie, ale komiks wcale taki nie jest, skrzy się od humoru. Angielskiego. 





Zresztą, co ja będę pisać, co tu się dzieje. To trzeba zobaczyć! Bo owszem, scenariusz dynamiczny i z niespodziankami, ale to rysunki są bombastyczne i tworzą ten komiks. 

Energetyczna Charisma wyginająca brwi jak plastelinę i umiejąca jednym spojrzeniem zmiażdżyć mentalnie antagonistę. Ironiczny Max, wiecznie niewyspany birbant ze stalą w oczach. Wiktoriańskie falbanki i kapelusze. Mrok w zaułkach Londynu, mgła i mżawka. To wszystko jest tak narysowane, że o mało skarpetki mi nie spadły podczas czytania. To kreska idealna dla mnie! 
Kolory zeszły na drugi plan (królują brązy i sepia), ale tak sobie myślę, że gdyby były ciut żywsze, okładki mogłyby nie pomieścić połączonej energii barw, emocji bohaterów i dynamicznej akcji.  Podobało mi się przemyślane rozplanowanie kadrów, prowadzące czytelnika jak po sznurku.  
Napompowane tekstem dymki - bomba! Lubię czytać!

Do tego komiksu jest dołączonych sporo materiałów dodatkowych: biogramy twórców, charakterystyka postaci, szkice i rysunki. Muszę przytoczyć kawałek:
"Pokaźne zyski zachęciły najbardziej chciwych przedstawicieli tej gildii do swego rodzaju racjonalizacji procesu pozyskiwania ciał. Aby oszczędzić sobie męczącego wykopywania zwłok z ich grobów, zaczęli po prostu zabijać ludzi, a następnie ich ciała sprzedawać swej akademickiej klienteli". [s. 68] 
Klik, coś zaskoczyło, przypomniałam sobie Vonneguta i jego "Trzęsienie czasu":
"[...] Raymond zbierał materiały do pracy badawczej będącej kontynuacją doktoratu na temat wymierających bielików bermudzkich. Ostatnim miejscem, w którym żyły te wielkie niebieskie, największe spośród wszystkich drapieżniki morskie, była Skała Umarłego, bezludna skalna wieża w samym środku otoczonego złą sławą Trójkąta Bermudzkiego.
Na uwagę zasługuje fakt, że nie ludzie, lecz samice ptaków ponoszą odpowiedzialność za to, że gatunek wymiera, jest to zjawisko raczej wyjątkowe. W przeszłości, sięgającej - jak się przypuszcza - tysięcy lat, orlice wysiadywały jaja, opiekowały się młodymi, potem uczyły je latania, skopując młode ze skały.Kiedy Raymond przybył na wysepkę, ustalił, że samice uprościły ten proces, skopując ze skały jaja".
Jak widać, pewne procesy są niezmienne.

 "Porywacze ciał" to pierwszy tom z cyklu "Malcolm Max, dopiero co sobie dokupiłam tom drugi i trzeci. Wedle zapewnień wydawcy, tworzy to zamkniętą całość, ale nie kończy cyklu. Mają się bowiem pojawić kolejne przygody Malcolma i Charismy. I to jest naprawdę dobra wiadomość. 

"Malcolm Max. Porywacze ciał", scenariusz Peter Mennigen,  rysunki i kolory Ingo Römling, tłumaczenie Magdalena Duś, Scream Comics, 2016.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz