Wszyscy już zapewne ochłonęli po krakowskich targach - ja też. Ochłonęłam, ogarnęłam się, mogę skrobnąć kilka słów.
Najpierw trochę ogólnie: Targi Książki od lat cierpiały na pogłębiającą się przypadłość: ciasnota, problemy z dojazdem, ogromne kolejki wszędzie i do wszystkiego, zniechęcająca duchota. Przed tegorocznymi targami autorzy (których można sobie wyszukać w sieci) zbuntowali się i napisali list otwarty, w którym wyrażają zaniepokojenie i sprzeciw wobec takiego stanu rzeczy. Organizator targów w odpowiedzi na list postanowił wprowadzić szereg zmian, które miały ułatwić odwiedzającym targi, wystawcom i autorom przeżycie tych czterech dni.
Czy to się udało?
Owszem, było widać różnicę. Zaangażowanie policji i straży miejskiej nie tylko w chwili kryzysu, czyli korka, ale od porannych godzin targowych - bardzo na plus, wjazd i wyjazd na parking targowy odbywał się płynnie i bez zakłóceń, tak samo wyjazd na główną ulicę.
Na samych targach: poszerzenie uliczek targowych było dla mnie słabo zauważalne, ale znajoma poruszająca się na wózku inwalidzkim stwierdziła, że odczuwa różnicę. Rozdzielenie gigantów wydawniczych także się powiodło, nie widziałam nigdzie zacisku takiego jak w poprzednich latach.
Dostawienie hali namiotowej to niezły pomysł, choć od przejść niemiłosiernie ciągnęło chłodem - bo pomieściło się tam kilka stoisk (w tym wiecznie oblegany Cejrowski, akcja książka za książkę), ale umieszczenia tam szatni nie rozumiem. Trzeba przedrałować w kurtce całą halę, żeby móc oddać odzież, gdzie tym sens i gdzie logika?
Co się nie zmieniło? Kolejki. Kolejki do wejścia były, są i będą. Nie ma innej opcji, jeśli chce się zachować standardy bezpieczeństwa, a przy tak dużych skupiskach ludzkich to koniecznie. Natomiast już w wejściu, dzięki ekobiletom i wcześniejszej rejestracji dziennikarzy i blogerów, wszystko szło gładko. Kolejki do autorów też były czasem olbrzymie, ale za to rozsądnie ustawione, bez zastawiania przejść.
Ucieszyło mnie wygospodarowanie miejsca dla Salonu Komiksowego. Można było przyjść na warsztaty albo na spotkanie autorskie czy prelekcję, wygodnie usiąść i miło spędzić czas.
Zwróciłam też uwagę na większą ilość kawiarni i kącików, gdzie można było na chwilę przystanąć czy usiąść i odpocząć.
To tak w ogóle, a w szczególe? No cóż, dwa dni spędziłam na oglądaniu stoisk, książek, na rozmowach ze spotkanymi blogerami, na wyłapywaniu ulubionych autorów i na poznawaniu nowych autorów. Odwiedziłam Salon Komiksowy i przysłuchiwałam się rozmowom z autorami. Tu i ówdzie witałam się z przedstawicielami wydawnictw (przez te blisko dziesięć lat zdążyłam z niektórymi się całkiem nieźle zaznajomić), niektórych poznałam i dzięki temu nazwisko znane mi z maila zyskało twarz.
Kilka książek kupiłam (prawie żadnych impulsywnych zakupów, wszystko z listy!), kilka książek dostałam od wydawnictw do recenzji, a kilka dostałam po prostu w prezencie. Gadżety okołoksiążkowe też lubię - tym razem wzbogaciłam się o skarpetki!
Z przyjemnością pojadę tam za rok.
No skoro jednak widać jakąś różnicę to w przyszłym roku to rozważę na poważnie :D
OdpowiedzUsuńRozważ, rozważ. :)
UsuńTargi książki w tym roku były super zorganizowane. Byłam w piątek, sobotę i niedzielę :)
OdpowiedzUsuńTrzy dni to naprawdę sporo :) Ja po dwóch byłam już trochę zmęczona :)
UsuńA ja ostatnio odpuszczam duże imprezy ze względu na zaduch i tłok oraz kolejki do wc. Chociaż tęsknię za targami, to jednak odpuszczam sobie te w Krakowie. Za to z ciekawością czytam takie blogowe wpisy.
OdpowiedzUsuńA rozważałaś czwartek-piątek? Podobno tłok mniejszy. Chociaż... w Krakowie to jest ten tłok niezależnie od dnia. Czwartki i piątki należą do wycieczek szkolnych.
UsuńJako studentka jeździłam w czwartki, ale dla mnie mimo wszystko nadal jest tam za dużo ludzi. Targi to ma być przyjemność, a nie stres.
OdpowiedzUsuńHa, ale dzięki temu każda relacja jest przeze mnie wyczekiwana :)
Nie no, jasne, co by nie mówić, wciąż przewija się tam masa osób i tego się nie zmieni :)
UsuńNie chce mi się wierzyć, że wjazd nie był zakorkowany. Ja cóż prawda byłam tam na targach motoryzacyjnych, ale wjazd i wyjazd to był wielki dramat. Dobrze, że my mieliśmy wejściówki jako bloger, bo byśmy stali ze 3h żeby wjechać.
OdpowiedzUsuńW sobotę ten widok (braku korka) zaskoczył nas tak bardzo, że w niedzielę zdecydowaliśmy się skorzystać z tego parkingu przy samych targach, zamiast parkować przy M1 i iść kawałek (w deszczu!) piechotą. Doskonała decyzja, fakt, trzeba zapłacić, ale wjazd i wyjazd bez żadnych zakłóceń.
UsuńMy przełożyliśmy targowanie na maj 2019 na Narodowym. Wiem, zdrada, zdrada, ale wkroczyłem chyba w wiek, kiedy odrobina komfortu jest ważna, a tej w Krakowie nie było :P
OdpowiedzUsuńA ja nie wiem, ta Warszawa jednak daleko i wcale jakoś dużo wygodniej nie jest. No bo niby w czym?
UsuńNie wiem, nie byłem, nie widziałem. Pojadę, zobaczę, to opowiem :) No i w końcu odwiedzimy zaniedbanych Warszawiaków, bo tylko Kraków i Kraków :P
Usuń