"Sente" to piąta część cyklu "Algorytm wojny". Wiem, że powinnam dla lepszego oglądu sytuacji przeczytać poprzednie części, ale nie chciałam. W końcu da się ocenić książkę po jej przeczytaniu, prawda?
Powieść Michała Cholewy to rasowe militarne s-f. Rzecz dzieje się w przyszłości, państwa (grupy państw) trwają w chwiejnej równowadze sił, przestrzeń eksplorują statki kosmiczne, opanowawszy technologię skoku. A ludzie? Ludzie wciąż tacy sami - zawiązują sojusze, staczają ze sobą walki i zabijają się na potęgę.
To właściwie smutne, ta nieustanna przepychanka i nawalanka, zarówno w wersji makro, gdy walczą całe eskadry w kosmosie, jak i mikro, gdzie żołnierze walczą wręcz, hm, głównie z robotami sterowanymi SI.
O, właśnie! SI. Dodatkowa stron w starciach, przedstawiona jako szalenie niebezpieczna i niezwykle przebiegła. To też przygnębiające.
Abstrahując od pesymistycznego wydźwięku całości, mogę stwierdzić, że to bardzo dobrze napisana powieść. Piękny, staranny język, którym autor posługuje się z dużą swobodą, opisując (bez nudy) liczne sceny bitewne. Interesujące są nawiązania kulturowe do Cesarstwa Chińskiego, przeniesione w skali 1:1 przez oceany czasu (cesarz, kimona, ukłony do ziemi).
Ciekawe było też obserwowanie oddziału specjalnego pod dowództwem Polaka, Wierzbowskiego, tyle że tutaj (chyba) nieznajomość poprzednich tomów sporo mi ucięło z ich relacji, no i ... zobojętnieli mi w pewnym momencie.
Co jeszcze? Masa, naprawdę masa technicznych szczegółów dotyczących uzbrojenia, prowadzenia walk, strategii, efektów ostrzeliwań i narad wojennych. Ten natłok potrafi obezwładnić nieobytego czytelnika, ostrzegam.
Uroczy szczególik: dowódca jednego ze statków nazywa się Jacek Falejczyk, całkiem tak samo jak głównodowodzący akcji Zew Zajdla.
"Sente" Michał Cholewa, Warbook, 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz