Dałam się skusić notce wydawniczej mówiącej, że "miłość, medycyna i fascynująca podróż w czasy belle époque". Lubię bowiem medycynę w książkach, lubię belle époque, a i miłość, dobrze napisaną, przeczytam z chęcią.
Róża Zimmerman, sierota wychowana w klasztorze, właśnie zaczyna studia medyczne w mieście nad Odrą. To pierwszy rok, kiedy kobiety mogą kształcić się na lekarzy i niektórzy z wykładowców jeszcze nie przyjęli tego do wiadomości. Tak jak i inni studenci. Róża nie czuje się jednak samotna, ma dwie koleżanki na roku, uczy się pilnie, chodzi na wykłady i ćwiczenia, przeprowadza sekcje żab i udaje jej się to wszystko ogarniać. Jednocześnie nawiązuje nowe znajomości, flirtuje, no i cały czas próbuje zdobyć jakieś wiadomości o rodzinie: dano zmarłej matce i ojcu, który podrzucił ją na próg sierocińca. Do tego dziewczę pomaga potrzebującym jak dobra samarytanka, a także obserwuje (trochę ze zgrozą) przypadki tajemniczych śmierci wśród bezdomnych.
Jak widać, sporo się zmieściło na tych ponad pięciuset stronach, jeśli chodzi o ilość. A jak z jakością? Otóż tu jest gorzej. To jednocześnie dobra i zła książka
Co jest dobre?
Z pewnością to, że główna bohaterka jest osobą przecierającą nowe ścieżki. Bycie jedną z PIERWSZYCH studentek medycyny to nie byle co! Na uwagę zasługują też fachowe opisy aktualnych ciekawostek medycznych, metod leczenia, operacji, sekcji, itp.
Ciekawie odmalowano klimat zatęchłych przedmieść - i dla kontrastu, ale nie mniej ciekawie, bale i rauty, fraki i balowe suknie.
Reszta już nie jest dobra.
Liczne inspiracje innymi literackimi historiami literackimi wcale nie podnoszą walorów powieści, a jedynie rozdmuchują ją do granic możliwości. Czegóż tam nie ma! Kobiety przebierające się za mężczyzn, rodzina uczulona na światło słoneczne, romans ubogiej sieroty z arystokratycznym młodzieńcem, tajemnicza postać w woskowej masce, zaginiona siostra bliźniaczka i jeszcze garść innych motywów.
Słabizny fabularne walą po oczach. Autorka często idzie na skróty, nie przejmując się logiką czy realiami. Sierota wychowana w klasztorze wysłana jest na studia staraniem jednej z zakonnic, ale skąd zakonnica bierze na to środki, nie ma najmniejsze wzmianki. Gdzieś w połowie książki autorka nagle orientuje się, że ta kwestia leży, więc szybciutko produkuje list od tej zakonnicy z nader mętnym i niewiarygodnym wyjaśnieniem zabezpieczenia finansowego Róży.
Kwestia mieszkaniowa studentki jest tak samo paradna. Dziewczę ma pokoik w klasztorze, niby w nieużywanej przez siostrzyczki części, ale jednak w klasztorze! Tymczasem odwiedzają ją w pokoju i kobiety, i mężczyźni, o porach dnia (i nocy) dość dowolnych, ze swobodą i bez przeszkód. Jedna nagana matki przełożonej wypada dość blado.
Inna rzecz to te namiętności i drżenia wszędzie, gdzie tylko pojawia się ukochany Róży (jeden bądź drugi):
"[...] poczułam namiętny dotyk jego ust, które zmiażdżyły moje w pocałunku. Czułam, jak gorąca fala zalewa mnie od środka, wypełniając po brzegi szczęściem". [1]
"Na dłoni poczułam muśnięcie jego ciepłych delikatnych ust, co wprawiło mnie w lekkie drżenie". [2]
"[...] niespodziewanie zbliżył swoją twarz i złożył na moich wargach namiętny i gorący pocałunek. Zamknęłam oczy, a fala rozkoszy zalała całe moje ciało". [3]Można jednak uznać, że jak się chce pisać drugą "Trędowatą", to tak trzeba bohaterką emocjonalnie miotać, bo inaczej nie będzie się liczyć. Taka konwencja i tyle.
Ale zwrotów typu:
"Nie było końca uściskom i łzom wzruszenia".[4]nie wybaczam. Tak samo jak tego:
"[...] dodał, patrząc mi głęboko w oczy i składając gorący pocałunek na mojej dłoni, a jego zarost delikatnie podrapał moją skórę".[5]Mi, mojej, jego, bla bla, no jak tak można?
Jest to więc powieść wyraźnie stylizowana na romans z epoki, gęsty od westchnień i napuchnięty mnogością wątków. Nie skreślam autorki, ale sporo pracy przed nią. Mocno zalecam ostrzejsze nożyczki redaktora, tu z pewnością mniej znaczyłoby lepiej.
Książka przeczytana w ramach współpracy Śląskich Blogerów Książkowych z wydawnictwem Lira.
[1] "Różany eter" Julia Gambrot, Wydawnictwo Lira, Warszawa, 2019, s. 84
[2] Tamże, s. 142
[3] Tamże, s. 147
[4] Tamże, s. 538
[5] Tamże, s. 46
Szkoda, że tak dobre książki trafiają w takie ręce do recenzji. Recenzja słaba, stylistyka i składnia pozostawia wiele do życzenia, podobnie jak potoczne sformułowania. Czysta amatorszczyzna, a autorka bloga chce
OdpowiedzUsuńna siłę zabłysnąć albo wyładować życiową frustrację(-: Oczekiwałem wyższego poziomu.
Och, dziękuję za ten komentarz. Już myślałam, że piszę tak bezbarwnie, że nie zasługuję na żadnego hejtera, powyższe słowa przywracają mi wiarę w porządek świata.
UsuńCzytając powyższą recenzje, myślałem, że sam mam doczynienia z hejterem, bo to nic innego jak wylanie fali hejtu i frustracji... Przepraszam, jeżeli się mylę...
UsuńWell, nie zgadzasz się z moim zdaniem - argumentuj. Wypunktuj błędy, poprzyj cytatami.
Usuń,, Lubię bowiem medycynę w książkach, lubię belle époque, a i miłość, dobrze napisaną, przeczytam z chęcią"-miłość dobrze napisana? Chyba chodzi o romans, bo nie słyszałem, aby ktoś pisał miłość. Ewentualne o miłości.
OdpowiedzUsuńSformułowania :,, dziewczę",,, słabizny fabularne wala po oczach",, bla bla bla"są bardzo potoczne i brzmią jak dla mnie prostacko. Każdy ma różny gust i oczekiwania, ale chodzi tutaj o kulturę i poziom krytyki, która w tej recenzji jest niska. Czepianie się, że nie wszystkie kwestie są drobiazgowo opisane jest też bez sensu,bo czy to jest istotą akcji? Czy czyta Pani książki, aby dowiedzieć się z nich jakie źródła dochodow mają ich bohaterowie? W książce nie było też na przykład opisane np. jak dba o higienę osobista główna bohaterka. Czy to też Pania interesuje i przeszkadza, że temat nie byl omówiony? Książka ma swoje ograniczenia i nie wszystko musi być w niej poruszone. Czytelnik wielu rzeczy sam się umie domyślić, albo nie są one dla niego istotne. Po co przeczytała Pani książkę, która się nie podobała? Ja rzucilbym ja w kąt po kilku rozdziałach i nie tracił czasu. Kolejne rażące dla mnie sformułowania:,, nie wybaczam", , nie skreslam",swiadczace o tym jakby była Pani największym literackim guru i miała jedyne słuszne zdanie. Dla mnie dość irytujące. To tyle. Pani też powinna popracować dużo nad stylem, aby zasłużyć na miano krytyka literackiego. Pozdrawiam
Serdecznie dziękuję za wszelkie uwagi, obiecuję, że popracuję nad stylem swoich opinii. Nie recenzji, nie pretenduję do miana krytyka literackiego.
UsuńPrzejdźmy jednak do książki, bo to przecież o książce dyskutujemy. Nie czepiam się, że nie wszystkie kwestie są drobiazgowo opisane. Zwróciłam uwagę na rażącą dysproporcję w rozwijaniu wątków przez autorkę, wskazałam, że tam, gdzie chce, potrafi sporo napisać o świecie, który wykreowała, toteż to, czego NIE napisała, tym bardziej zwraca uwagę. Chciałabym, aby ta książka miała ciekawe realia, a tu tego w pewnych aspektach zabrakło i ugryzło mnie w oko (tak, wiem, mowa potoczna). Pisze Pan "Książka ma swoje ograniczenia i nie wszystko musi być w niej poruszone" - ależ oczywiście, że nie, jednak na tych kilkuset stronach spokojnie zmieściłoby się parę zdań, które by logicznie wyjaśniały moim zdaniem niedopracowane zagadnienia.
Jako czytelniczka mam prawo wskazać, co moim zdaniem jest mocną stroną książki, a co słabą, co warto poprawić, wcale nie z pozycji literackiego guru, a z punktu widzenia czytelnika.
Co do zarzutu "po co czytałam" - otóż chciałam. Pan rzuca w kąt, ja doczytuję, by móc o książce napisać.
Jakie to trafne. Jakby ktoś w słowa ubrał nie myśli
OdpowiedzUsuń